Rozgwieżdżona Opera na Zamku

Nie tak dawno pisało się o wielkich gwiazdach, znanych nazwiskach, jakie miały wystąpić na deskach nowej – starej siedziby szczecińskiej opery. A tymczasem – to już historia. Przez dwa wieczory (i nie tylko!) melomani mogli podziwiać na scenie jedne z najjaśniejszych gwiazd scen operowych. Było i „zachodnio” i „polsko”. Ale, przede wszystkim – emocjonalnie i muzycznie.


Pierwszy wieczór (23.11.2015r.) należał do Patricii Petibon – francuskiego sopranu koloraturowego (więcej o Patricii tutaj) i jej pianistki – Susan Manoff. Obydwie artystki zaproponowały zgromadzonym na sali słuchaczom wieczór we francuskim klimacie. Miało się wrażenie, jakby siedziało się w małej, francuskiej, kameralnej kawiarni, przy wieczornej lampce wina i delektowało uszy pięknymi, delikatnymi melodiami. W programie koncertu znalazły się utwory Satie, Faure, Poulenca czy Masseneta. Głos Patricii rozchodził się po całej sali, wypełniając przestrzeń delikatnością i lekkością wykonania. Artystka pokazała, że najlepiej czuje się w lżejszym francuskim repertuarze (część utworów pochodziła z płyty „La Belle Excentrique”). Jej wokal pasował do niego wręcz idealnie. Długie frazowanie, piękne ozdobniki, dużo subtelności. Nie mogło również zabraknąć arii operowych. Pojawiły się O mio babbino caro (z Gianni Schicchi) i Adieu notte petite table (Manon). Aria Lauretty pokazała nieco inną stronę wokalną Patricii. Była pełna ekspresji, wyrazu. Jej głos nabrał dramatyzmu, zaś końcowe takty, zaśpiewane delikatnie i z dużą nutą wrażliwości całkowicie uwiodły słuchaczy. Podobnie było ze wzruszającą arią Manon. Tutaj Petibon pokazała prawdziwy kunszt wokalny. Tak jak w przypadku bisowego (artystka bisowała aż pięć razy!) Somewhere over the rainbow. W tym przypadku nieco zmieniona linia melodyczna, pełna ornamentacji, uwiodła nie jedną osobę na sali. Mimo dość klasycznego repertuaru nie zabrakło również fragmentów kabaretowych, kiedy to Petibon- Masterchef- śpiewająco „gotowała”, zabawiając publiczność (o modulacji głosu, tak by naśladował mysz czy psa i o tym ile tym wywołała radości, nawet nie wspominając). Silnym punktem programu była również Granada (Agustin Lara), na którą melomani zareagowali gromkimi brawami. Nie obyło się bez wcześniej już wspomnianych bisów, gdyż publiczność długo nie chciała rozstać się z francuską śpiewaczką. Akustyka sali idealnie pokazała walory jej głosu i miejmy nadzieję, że zobaczymy tu jeszcze nie jedną gwiazdę formatu Petibon.

12246713_10156341765690492_4972526364627208395_n
Drugi wieczór (24.11.2015r.) należał do Małgorzaty Walewskiej, Dominika Sutowicza i Artystów szczecińskiej Opery na Zamku. Tym razem mieliśmy do czynienia z Galą Operową. Orkiestra pod batutą Vladimira Kiradjieva – tym razem na operowej scenie, tuż za śpiewakami (a nie w „kanale” jak to bywa w przypadku oper) i pojawiający się kolejno soliści, zapowiadani przez konferansjera (Tomasz Ostach). Zaczęło się uroczyście – uwerturą do Nabucco, tuż po niej na scenie pojawia się chór zapowiadający Azucenę (Walewska). Pierwsze takty. Stride la vampa… Sala wypełnia się mocnym mezzosopranowym brzmieniem. Wokal śpiewaczki jest silny i ekspresyjny, wodzi wzrokiem po sali, opowiadając tragiczną historię matki Azuceny. Przez chwilę na scenie widzimy ją – Azucenę, rozpaczającą, pełną sprzeczności i skrajnych emocji. Nie widzimy tylko śpiewaczki. Ekspresja Walewskiej działa na publiczność, wywołując gromkie owacje po końcowej mocnej frazie „che s’alza al ciel”. Tego wieczoru Walewska pojawiała się na scenie jeszcze w 4 odsłonach (w tym- czwartej- dość zaskakującej!), ponadto melomani mogli usłyszeć artystów Opery na Zamku (w składzie: Lewandowski, Łuczak, Stolarski, Wolski, Kowalińska i Tylkowska-Drożdż) i Dominika Sutowicza, który zaprezentował arie Kalafa (Nessun Dorma) – jedną z najsłynniejszych arii tenorowych i nieco „weselszą”- La donna e mobile (z opery Rigoletto). On również przypadł do gustu publiczności. Jego głos brzmiał silnie, choć momentami zbyt mocno. Mimo to- był to naprawdę dobry występ polskiego tenora i zapewne nie raz będzie o nim głośno. Najsilniejszym elementem naszego składu solistów była niewątpliwie Tylkowska-Drożdż, która mimo śpiewu w tercecie i jednego tylko utworu (finał III aktu „Traviaty” Ah, Violetta, – Voi, Signor!) pokazała duży kunszt wokalny i wrażliwość muzyczną w interpretacji postaci, co doceniła zgormadzona publiczność. Obok Walewskiej- było to najlepsze wykonanie tego wieczoru. Wracając do mezzosopranistki, podczas Gali wykonała również arię Leonory Fia dunque vero! O mio Fernando. Jej głos brzmiał mocno, ale też lirycznie, momentami delikatnie, pełen żalu, żeby za chwilę wybrzmieć gniewem i niepewnością. Walewska zaprezentowała całą plejadę emocji, jakie przeżywała Leonora. Oczywiście, znajdą się tacy, którzy powiedzą „to już nie ten sam głos, co kiedyś”, ale w tym przypadku będzie to nieadekwatne. Śpiewaczka po prostu istniała na scenie. Wokalnie, emocjonalnie i aktorsko. Ostatnią arią jaką zaprezentowała była ta- Amneris (A lui vivo, la tomba!). I było to popisowe wykonanie Walewskiej. Znów na scenie nie było jej, ale, tym razem, pełna pasji i złości Amneris. Śpiewaczka hipnotyzowała publiczność, która wpatrywała się w nią jak urzeczona i wsłuchiwała w każde słowo. To duża sztuka – w ten sposób oddziaływać na publiczność. Walewskiej się to udało. Melomani gromkimi brawami nagradzali każdą jej arię. Podobało się również orkiestrowe wykonanie Straussowskiej (Strauss syn) wariacji nt. „Balu Maskowego”, gdzie orkiestra pod wodzą Kiradijewa wspięła się na wyżyny swoich możliwości i zaprezentowała świetne, „wiedeńskie” wykonanie. Kulminacja owacji miała jednak miejsce na sam koniec Gali – kiedy to wszyscy artyści dwukrotnie bisowali słynnym Libiamo! z Traviaty. I tutaj – zaskoczenie. Bo o ile partie Violetty z powodzeniem śpiewają sopranistki, to z „mezzo” bywa różnie. Tymczasem – usłyszeliśmy fragment partii Violetty w wykonaniu Walewskiej. I to brzmiało, z siłą i barwą sopranu dramatycznego. Znów – zachwycona publiczność. Podobnie jak w przypadku Violetty Tylkowskiej- Drożdż.

12295456_10156345169565492_5909970036627255259_n
Ten wieczór należał do Walewskiej. „Zdobyła” publiczność, zarówno aktorsko jak i wokalnie. Po gali we Foyer słychać było głosy wyrażające aprobatę i podziw dla kunsztu Artystki. Gala miała też swoje słabsze punkty, głównie za sprawą męskiej części solistów (z małymi wyjątkami), ale orkiestra i solistki niejako „wyrównały” niedoskonałości kolegów i dzięki temu słyszeliśmy wiele pięknych dźwięków w nowej, doskonale akustycznej sali Opery na Zamku. Miejmy nadzieję, że tego typu gala, z udziałem słynnej Mezzosopranistki, na prośbę widzów, zostanie jeszcze powtórzona na deskach szczecińskiej opery. Melomani będą zachwyceni.

zdjęcia z gali: fot. A. Niemiec

O autorze

avatar

dellatraviata

Szczecin jest moim miastem. Mimo wielu wad ma też swoje zalety. Może nie jest ośrodkiem kulturalnym na mapie Polski (jeszcze), ale się stara. Potrafi mnie zaskakiwać i uczy cierpliwości. Spróbuję Wam pokazać jego (być może) mniej znaną- muzyczną stronę:)