Opencaching – poczuj się jak odkrywca!

O nowej grze miejskiej,  czyli „ GPS-ie w proszku”, współczesnych poszukiwaczach skarbów, małych „czarnych skrzynkach” i frajdzie, jaka towarzyszy ich znalazcom.

Już jest! Ruszyła i opanowała Polskę w zawrotnym tempie, podbiła serca szczecinian, zmiażdżyła ciepłe kapcie przed telewizorem – nowa gra miejska – opencaching.  Nie tylko dla grzecznych chłopców w mundurkach, którzy podążają śladem strzałek, czy globtroterek w spódnicy. „Miejski drwal” ujarzmi tutaj swoją naturę, a dziewczynie z chóru podskoczy adrenalina. Nawet drużyna oldbojów, dla której boisko stało się zbyt małe, wyrzeknie się piłki dla nowej miłości.

Poczuj się jak odkrywca i zdobywca w jednym – tak mógłby brzmieć baner reklamowy. Tyle, że i bez chwytliwej reklamy, męczących spotów i wpadających w ucho wartkich haseł gra ma się świetnie, a internetowy portal ugina się pod ciężarem kolejnych „keszowców”.

Opencaching, z czym to się je?

Łyk historii (chociaż słowo „historia” ma tę przedziwną moc, że zniechęca natychmiastowo, ale przebrniemy przez  to, spokojnie!). Popularna gra miejska zrodziła się w Stanach Zjednoczonych (dziwne, prawda?) w 2000 roku, gdy po odkodowaniu sygnału GPS pewien Amerykanin ukrył w lesie wiadro wypełnione „skarbami” i podał współrzędne geograficzne na forum dla pasjonatów elektronicznych zabawek. Informacja zadziałała jak płachta na byka- przez kilka kolejnych dni zapaleńcy odnajdywali drogocenny blaszak, a satysfakcją dzielili się na portalu. Począwszy od wiadra, łańcuszek szedł dalej – kolejne skrzynki, nowe kryjówki, rzesze użytkowników, aż po wyspecjalizowane serwisy internetowe (Geocaching.com) z największymi wirtualnymi bazami skrytek.

Za 3 minuty skręć w lewo

Zasada jest prosta:  ja ukrywam skrzynkę, rzucam garść wskazówek, a ty – szukasz.  By odnaleźć skrytkę, skrzynkę, bądź też „kesza” jak mawiają gracze potrzebne są współrzędne geograficzne. Jednak jaką trudność sprawia odnalezienie skarbu z gps-em w ręku?  Żadnej.  No risk, no fun! jak głosi pradawne porzekadło. Dlatego gra wskoczyła na wyższy poziom trudności –  skrzynki lokuje się w mniej dostępnych miejscach, tworzy zagadkowe formuły, które dopiero po rozwiązaniu dają prawo zdobycia kolejnej bazy. Bardziej kreatywni autorzy wymyślają całe scenariusze gry, krok po kroku wprowadzając zawodników w swój świat. Na stronie internetowej opencaching.pl  aktualizuje się baza z ukrytymi skrzynkami i generują kolejne komentarze rozentuzjazmowanych ludzi: „A niech to! A w ten weekend miałam ją zdobywać!”, „Quiz rozwiązany. Miejsce koooosmiczne, robi ogromne wrażenie.” Jak wszędzie,  liczy się pomysł na trudną zagadkę, a te najlepsze łączą się  z unikatową topografią miasta. Lubimy przecież buszować po cmentarzu, albo opuszczonym więzieniu, prawda?

„Czarna skrzynka”

„Czarna skrzynka” – określenie jakże modne, ale nie tym gorącym tematem będziemy się zajmować. Będziemy zajmować się gorętszym. „Kesz”  to trofeum, nagroda, to coś co ciągnie nas w las, albo każe zaglądać pod mosty i do śmietników. To „czarna skrzynka”. Może być pojemnikiem po rolce od filmu, sprytnie zamocowanym pod parapetem okiennicy lub wielką hubą,  albo skrzynką wielkości człowieka, zakopaną w lesie. Jak się już do niej dokopiemy  znajdujemy „logbooka”, czyli dziennik wpisów z imionami znalazców. I chwila triumfu nadeszła – złotymi zgłoskami  możemy wpisać swoje imię (może też być długopisem). A dla materialistów, którym kawał papieru nie odpowiada, jest bonus. Często w skrzynce są „fanty” pozostawione przez innych zawodników. Można jeden z nich zabrać, pod warunkiem, że zostawi się coś w zamian. I tak cały dzień radości sponsoruje nam pluszowy brelok.

Pirat, poszukiwacz skarbów, Indiana Jones

Gra miejska ma coraz większy funclub, a kto raz spróbował nie chce z tym skończyć. Jaka jest recepta na sukces? Połączenie ekscytacji z zastrzykiem adrenaliny? Też. Ale nie tylko. Gra zaprasza nas do zapomnianego z dzieciństwa obszaru odkrywania, intrygujących historii, w których wcielamy się w postać bohatera, który ma równie ważną misję do spełnienia, co ratowanie świata.

-To lepsze niż gry komputerowe – wspomina jeden z uczestników – wszystko dzieje się w realu.

Z szarej rzeczywistości, której rytm wystukiwany jest przez trójkąt: studia – praca – dom, człowiek przenosi się na inną orbitę. Może być Jack’iem Sparrowem, albo Indianą Jonsem. I zawsze gdzieś czeka nagroda. Takie złoto dla zuchwałych.

– To naprawdę wciąga! – krzyczy  Dorota – kiedy nie mogłam rozwiązać jednego „kesza”, wciągnęłam w to wszystkich moich współlokatorów i chłopaka, i każdy, kto przeczytał zagadkę, ciągle wertował ją w głowie. To nie daje ci spokoju, ciągle myślisz, analizujesz, łączysz elementy zagadki.  Moja koleżanka nawet w pracy sprawdzała różne wersje w Internecie, czym naraziła się szefowi – śmieje się.

Gra jest darmowa, ogólnodostępna i dla każdego. Mogą w niej brać udział całe rodziny z dzieciakami na czele, albo każdy, kto jest żądny przygód i od czasu do czasu zakłada piracki kapelusz. Zabawa przyciąga ludzi aktywnych, chcących doświadczać nowych emocji i wyzwań, bądź wskrzesić te, które pokrył już dawno kurz niepamięci, a dla pasjonatów miasta i znawców lokalnych tajemnic jest nie lada gratką.

A Wy – „keszujecie”? Jeśli w Waszych głowach nie pojawiła się jeszcze paranoidalna myśl: muszę spróbować, pozostawiam Was z wpisem z opisu jednej ze szczecińskich skrzynek  „A dalej… dalej wejdziecie w najczarniejszą otchłań historii i zmierzycie się ze swoimi słabościami. I pamiętajcie panowie – panie zawsze przodem!”.

(fot. http://www.kyjovskaterasa.cz/nase-okoli/kesky-u-nas-geocaching-/)

O autorze

avatar

Malwina Zator

Run baby, run! powtarza sobie nieustannie. Z nadwyżką zbędnego gadania, na wspak, krzywo myśląc. Ładuje się prosto w festiwal chaosu. Lubi smakować życie, nie tylko w fartuchu masterszefa. Apatii i flegmatykom mówi stanowcze nie i wywala za drzwi. A kiedyś będzie miała fajny nekrolog;)