(Pełno)krwisty „jubileusz”
19 lutego 2004 roku. Tego dnia po raz pierwszy odwiedziłem siedzibę Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Szczecinie. Od tego momentu minęło już 10 lat, a ja nadal odwiedzam to miejsce… i zapraszam również Was!
19 lutego 2014 roku. Odwiedzam RCKiK po raz kolejny, sam nie wiem, który to już raz… Ale to nieistotne. Dziś jest dziesiąta rocznica mojego „pierwszego razu” i zamierzam to uczcić. Siódma rano. W holu budynku przy al. Wojska Polskiego czeka pięciu, może sześciu krwiodawców. Wyjątkowo mało, ale to najprawdopodobniej dlatego, że trwają właśnie ferie zimowe, a w takim okresie nigdy nie ma tłumów.
O godzinie 7.15 rusza rejestracja. Otrzymuję ankietę – tę samą, co zawsze. Pytania znam już prawie na pamięć… „Czy chorował Pan/Pani na…?”, „Czy ostatnio miał Pan/Pani gorączkę?”, „Czy ostatnio był Pan/Pani u stomatologa?”. Zaznaczam właściwe odpowiedzi, po czym udaję się do gabinetu lekarskiego, a następnie na pierwsze „kłucie”, czyli pobranie próbki krwi do badań.
Chwila przerwy w oczekiwaniu na wyniki. W bufecie na parterze dostaję wafelka w czekoladzie i kawę. Po kilku minutach mogę wrócić na pierwsze piętro, gdzie oczekuję na wyniki badań. Jak zwykle okazuje się, że jestem zdrowy, mogę więc udać się piętro wyżej, gdzie za chwilę oddam krew, a dokładniej płytki krwi w ilości 600 mililitrów.
Najczęściej oddaje się 450 ml krwi pełnej, ale krwiodawcy z dłuższym stażem są czasem kierowani na „misje specjalne” w postaci oddawania osocza lub płytek. Płytki krwi oddaje się nieco dłużej niż krew pełną, gdyż trwa to nie 10-15 minut, ale nieco ponad godzinę. Można w tym czasie pooglądać telewizję, poczytać prasę, albo porozmawiać z sympatycznymi paniami pielęgniarkami. Zabieg jest oczywiście bezbolesny. Samo wkłucie igły, chociaż nie jest przyjemnym doświadczeniem, na pewno nie jest bolesne.
Tłumów wciąż nie ma, ale jest dopiero ósma rano, więc na wszystko jeszcze przyjdzie pora. Poza tym są ferie – o czym wspomniałem już wcześniej, a wtedy frekwencja zawsze jest mniejsza niż zwykle. Zwłaszcza z samego rana.
Minęła dziewiąta. Na „liczniku” jest już 600 ml płytek krwi, więc zostaję odłączony od aparatury i opuszczam salę pobrań. Powoli zaczynają się schodzić inni krwiodawcy, a ja za chwilę będę mógł wrócić już do domu. Idę ponownie do bufetu, zahaczając po drodze o rejestrację, gdzie dostaję kolejną pieczątkę do legitymacji honorowego krwiodawcy. W bufecie dostaję swój „przydział” czekolady oraz bułkę z szynką. Wypijam kawę i wychodzę.
W ciągu tych 10 lat oddałem blisko 20 litrów krwi. Ta krew mogła uratować wiele ludzkich istnień. Ja nic nie straciłem, a niektórzy mogli zyskać dzięki temu bardzo wiele. Dlatego zachęcam wszystkich: póki zdrowie Wam na to pozwala i chcielibyście zrobić coś dobrego dla innych, zgłoście się do Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa przy al. Wojska Polskiego 80/82 i podarujcie innym coś naprawdę wartościowego – dar życia.
Najnowsze Komentarze
Agnieszka
Suuper. Właśnie planujemy podobną podróż stopem z
7 lat temuOla
Uwielbiam patrzeć "z góry na Szczecin"! Widoki, które
7 lat temuPaulina
Dla mnie najsmaczniejsze sa w cukierni na Jagiellonskiej.
8 lat temutamcetka
Byłam, widziałam, mam mieszane uczucia. muzyka tak,
8 lat temu