Czarny piątek (nie)wielką tradycją

Zapewne każdemu, kto poszedł w piątek do jakiegokolwiek centrum handlowego, a może nawet do lokalnego sklepu, rzucił się w oczy napis „Black Friday” – w mniej popularnych przypadkach był to „Czarny piątek”.  Otóż w Szczecinie to „święto” nie skończyło się żadnym negatywnym skutkiem – a w wielu krajach, o wiele zamożniejszych od Polski, walka o przeceniony produkt w tym dniu jest wielkim wyzwaniem, któremu nie wszyscy potrafią podołać i zostają stratowani przez tłum nabywców.

Odwołajmy się do historii tego dnia. W USA mianem Black Friday określa się pierwszy piątek po Święcie Dziękczynienia. Umownie przyjęto, że Czarny piątek rozpoczyna gorączkę zakupów przed Bożym Narodzeniem – na które w każdym kraju obchodzącym to święto tak tłumnie, jak chociażby w Polsce czy Stanach Zjednoczonych, wydajemy najwięcej tego, co mamy w portfelu. Tego dnia cierpią pracownicy – biorąc pod uwagę wzmożony wysiłek, którego skutkiem, natomiast jest większy niż codziennie utarg – a korzystają klienci. Sklepy często są czynne dłużej – niekiedy całodobowo.

Biorąc pod lupę tego dnia sam Szczecin należy stwierdzić, że obniżki nie były nadzwyczajne, a raczej dość przeciętne – utrzymywały się na poziomie 20-30 %. Dlatego Black Friday w Polsce nie jest – mówiąc kolokwialnie – Bóg wie jaką wyprzedażą, a na pewno nie nazwiemy go początkiem gorączki bożonarodzeniowych zakupów. Ponadto w naszym kraju z kultywowaniem Czarnego piątku możemy się spotkać zazwyczaj w markowych – i do tego zagranicznych – sklepach, a rzadziej w tych lokalnych. W Szczecinie z okazji z tytułu Black Friday można było skorzystać głównie w centrach handlowych takich, jak Galaxy czy Kaskada.

O autorze

avatar

Kamil Żółkiewicz

Interesuję się szeroko pojętą sztuką. Pasjonuje mnie muzyka – sam gram na gitarze – grafika komputerowa, animacja, film, literatura, oraz wszelkie sztuki plastyczne. Ponadto piszę dla wielu serwisów internetowych głównie zajmujących się kulturą oraz – wspomnianą przed chwilą – sztuką. Recenzje, które piszę – i nie tylko – są bliskie mojemu sercu wówczas, kiedy mam oceniać film animowany. To właśnie ten gatunek filmowy towarzyszył mi od najwcześniejszych lat mojego życia, przez filmy takie, jak „Gdzie jest Nemo”, czy „Potwory i spółka” zainteresowałem się głębiej samą kinematografia oraz grafiką komputerową, która coraz bardziej uzależnia od siebie współczesne kino. Chciałbym stworzyć przede wszystkim własny film animowany, więc zapraszam chętnych do pomocy! To właśnie animacja zapoznała mnie z komiksem, ona sprawiła, że skłoniłem się sięgnąć po swój pierwszy zeszyt komiksowy. A następnie sięgnąłem po książkę i w ten sposób zadomowiłem się w literaturze.