„Hej! tu NBA” po szczecińsku
To działo się w latach dziewięćdziesiątych… a dokładniej w piątki, w rzeczonych latach dziewięćdziesiątych. Jakoś zaraz po szkole. Najpierw 30 ton lista, lista przebojów. Zaraz po niej NBA. Był nikim ten, kto nie miał logo koszykarskiej drużyny zza oceanu gdzieś na swej garderobie. Tzn. na ciuchach, bo wtedy jeszcze nie znaliśmy słowa garderoba. Ja miałem na czapce z daszkiem. Dumnie skrywała głowę wypełnioną marzeniami, by być jak Michael Jordan. Aż nie chce się wierzyć, że to wszystko skończyło się z tak prozaicznej przyczyny jak brak transmisji w TVP. Lata mijały, aż zupełnie przez przypadek znalazłem się na meczu AZS-u Radex…
Pamiętam dwóch kolegów, Zbyszka Jakubowskiego i Adam Kowalcze – przyuważyłem ich z balkonu. Szli z lasu ze ściętym drzewem. Jeden na jego przedzie, drugi na jego tyle. Wyglądali jak dwaj wieśniacy. Zresztą jak mieli wyglądać skoro byli ze wsi, no i w dodatku szli z lasu…
Pod blokiem przybili do tego drzewa kilka desek, a do nich obręcz rowerową. Żółtą farbą narysowali pokraczny zarys postaci, a pod nią napisali NBA. W tym momencie nie byli już tą samą dwójką wieśniaków, co przyszła z lasu, w tym momencie stali się ambasadorami National Basket League na moją wioskę. A ja stałem się ich wielkim dłużnikiem.
Założę się, że w Szczecinie pierwszy kontakt z basketem nie przypomniał opowieści Cejrowskiego o odkryciu zaginionych plemion. Jednak ta historia idealnie pokazuje jak ważnym bodźcem dla tych, którzy wychowywali się w latach dziewięćdziesiątych były transmisje z najlepszej koszykarskiej ligi świata. Docierały wszędzie i wsadem wbiły się w naszą psychikę.
Kłótnie przed meczem o to kto będzie Pipenem, Barkleyem, Rodmanem… na dalszy plan spychały rywalizację o najładniejszą dziewczynę w szkole. I mógłbym tak długo o czym dla nas wtedy było NBA.
Wszystko skończyło się z nastaniem nowej dekady. NBA wyleciało z publicznej telewizji i zanim nadano ostatni odcinek 30 ton, NBA wyleciało również z mojej świadomości. Pozostały tylko mecze nagrane na VHS (taki hipsterski Youtube).
W momencie gdy wydawało się, że rzeczywistość ostatecznie zamiotła moje młodociane marzenia pod parkiet… nagle pomyślałem, że chce być jak Łukasz Pacocha, jak Maciek Majcherek, jak Tomek Balcerek. To wydarzyło się w SDS-ie jakoś z końcem roku 2012, a wspomniane nazwiska to koszykarze ówczesnego AZS-u Radex Szczecin.
Może splendor inny, może nie tak widowiskowo. Za to w jakiś magiczny sposób emocje te same. Tak jak onegdaj, w trakcie oglądania transmisji z NBA ozdobionych nadmuchanym logiem TVP2.
Dziś w rozgrywkach ligowych nieistniejący AZS Radex Szczecin reprezentuje zespół King Wilków Morskich. W jego składzie kilku koszykarzy stąd – Szczecinian nadających niepowtarzalny charakter zespołowi (wspomnieni Majcherek, Balcerek, czy młody Radek Bojko). Kilka zasłużonych nazwisk na polskich (i nie tylko) parkietach (Białek, Mróz). Niesamowicie skuteczny rozgrywający Marcin Flieger… i inni utalentowani wkładający serce w grę.
Drogi czytelniku, jeśli dotrwałeś do tego momentu to na pewno nie należysz do tych osób, które w trakcie meczu zadają pytanie „który to ten Defense?”. Dlatego bądź 30 marca, o godzinie 18 w hali SDS. Wilki grają mecz decydujący o awansie do fazy play-off. Na pewno nie zabraknie emocji, a biorąc pod uwagę niezbyt udane ostatnie spotkania ligowe – Twój doping może być czymś naprawdę wyjątkowym – nie tylko dla Ciebie!
nielysy
27 marca 2014 - 10:19 -
DIIIIFEEEENS!