O tym jak zachwycać się wiejską architekturą sakralną

Jest 15 kwietnia 2013 roku. Ruszamy w pierwszą w tym sezonie wycieczkę rowerową. Pełni wiary w swój profesjonalizm chcieliśmy wszystko zaplanować i wybierać tylko najlepsze trasy. Nawet temat wybraliśmy poważny – szlakiem najstarszej, wiejskiej architektury sakralnej w okolicach Szczecina. Chcieliśmy rozmawiać o architekturze, naszych inwestycjach w Dubaju, kryzysie wiary, kobietach i w ogóle kryzysie. Miało być poważnie, a wyszło jak zwykle…

To jak zachwycać się wiejską architekturą sakralną prezentuje nasz model. Jak widzicie najważniejsze to pewna postawa i głowa podniesiona ku górze. Do tego kilka słów zachwytu takich jak: och, ach… lub współcześnie LoL!

Jeśli robicie to dobrze wiejska architektura sakralna z wrodzoną sobie skromnością odpowie Wam zdziwieniem. Co wyraźnie widać na zdjęciu i wygląda to mniej więcej tak:

o o
O

Zdziwienie to prezentuje kościół w Chlebowie. Główne cechy wyróżniające ten gotycki obiekt to asymetryczne rozłożenie przypór oraz dwa portale wejściowe na jednej ze ścian, co jak na wiejski kościół jest sporą rozrzutnością. Do innych ciekawych cech należy zaliczyć żółtą, współczesną lampę, która jakby z zazdrości zepsuje nawet najlepszy kadr, by skutecznie odwrócić uwagę od ciekawego układu jaki stworzyły blendy:

podejście nr 2:

To dopiero nazywa się parcie na szkło! Lecz jest jeszcze jedna intrygująca rzecz:

To okno od kilku dni skutecznie spędza mi sen z powiek. Powoli zaczynam wyglądać tak, że mógłbym zagrać w „Twilight” bez charakteryzacji. Jeśli macie jakieś pomysły na jego zastosowanie – piszcie!

Jedziemy dalej – Gardno!

To prawdziwa perełka! Najstarszy z wiejskich kościołów w naszej okolicy – I połowa XIII w.  Już z tej perspektywy robi niesamowite wrażenie ale, ale… wiemy jak budować napięcie.

To co nadaje charakteru tej salowej budowli na planie prostokąta, to idealnie półkolista absyda z promieniście ułożonymi oknami. Jest ona tak idealna, że aż chciałoby się zakrzyknąć: „Tak się robi romanizm!”

Aby zrozumieć ten zachwyt zaburzamy chronologie naszej wyprawy i prezentujemy absydę z Kartna:

Wyraźnie widać, że jest ona ociężała. Tak jakby przesadzała z McDonaldem. Nie ma w sobie tej lekkości i gracji. Za to cieszy się większą funkcjonalnością. Nad zwieńczeniem jej dachu widać wyraźnie element okna lub też blendy. Świadczy to o tym, że absyda nie pochodzi z pierwotnego okresu budowy.

Żeby nie było, że do Kartna już nie warto jechać, należy zwrócić uwagę na ścianę zachodnią. Nad portalem znajdziemy piękne, ułożone piramidalnie blendy, które zwieńczone zostały fotogenicznym bocianem:

Zdjęcie: Łukasz Hirsch

Nasza podróż to nie tylko zaburzenie chronologii w mojej relacji. To prawdziwe załamie czasoprzestrzeni. Gdzieś między Gardnem a Żelisławcem minęliśmy granicę z Ukrainą:

Żelisławiec przywitał nas ogromem niespodzianek!

Pamiętacie artykuł o Secesji? – Gdyby kiedyś ktoś zapytał Was co to jest megalomania? Podajcie jako przykład właśnie to pytanie, które zadałem w taki sposób jakby ktoś w ogóle mnie czytał.

Więc może jeszcze raz… Kiedyś napisałem kilka słów o Secesji:

Czy Wy też widzicie podobieństwo?

To niezbity dowód na to, że Otto Wagner był tu zanim powstało wnętrze Majolikahaus i jedynie rozwinął pierwotny zamysł anonimowego artysty z Żelisławca.

Po tak spektakularnym odkryciu wiosna obudziła się nie tylko w naszych sercach, ale również pod zabytkowym murem okalającym kościół.

Pięknie! Jednak już sam kościół wygląda jak Transformer, któremu zabrakło energii do pełnej transformacji i dopóki jej nie odzyska trudno cokolwiek o nim dobrego napisać.

Dlatego naszą uwagę szybko przykuwa okazały Dąb.

Jak głosi legenda dawno, dawno temu podczas zwiadu woj Żelisław ujrzał na nim gniazdo przedziwnych ptaków. Ptak ten nazwany Gryfem tak spodobał się księciu Pomorza, że obrał go na swój herb. Miejsce to przeszło we władanie dzielnego woja i na jego cześć nosi nazwę Żelisławiec.

Podobno w każdej legendzie kryje się ziarno prawdy. Pokładany nadzieję, że legenda ta nie jest efektem suto zakraplanego średniowiecznego melanżu, a wspomniane ziarno nie jest tym, którego ewidentnie szukało dziwne ptactwo jakie i my doświadczyliśmy na miejscu.

Panowie, Panie przed Wami rzecz wielka! Gryfy z Żelisławca:

W tym miejscu kończymy naszą przygodę z wiejskimi klimatami. Ileż można?

Gdy pod Szczecinem przywitała nas porażająca swym ogromem wjazdowa estakada, wspaniała miejska panorama i drapacze chmur wreszcie poczuliśmy się jak w domu.

Zdjęcie: Łukasz Hirsch

Gdybyście kiedyś chcieli przeżyć najgorszą w życiu wycieczkę rowerową – piszcie do nas! Tylko My wiemy jak się do tego zabrać!

wygenerowane poprzez: www.bikemap.net

 

O autorze

avatar

dczarnowski

Moje wpisy to takie Niebuszewo szczecińskiej blogosfery. Jeśli nie musisz - nie wchodź za głęboko. Nie doświadczysz tu pięknej polszczyzny, za to znajdziesz wiele skradzionych rzeczy. Kto wie? Może kiedyś należały do Ciebie.