Dr Jekyll czy Mr Hide – czyli kto lepiej zadba o wizerunek naszego miasta?
„Herbata stygnie zapada mrok
A pod piórem ciągle nic.
Obowiązek obowiązkiem jest
Piosenka musi posiadać tekst
Gdyby chociaż mucha zjawiła się
Mogłabym ją zabić a później to opisać”
śpiewała kiedyś Kasia Nosowska – Szczecinianka.
Pamiętacie? Razem z zespołem Hey – też zresztą ze Szczecina…
Ja czuję się podobnie. Kolejny już raz siadam przed komputerem i zastanawiam się, o czym mógłbym tu napisać. Starałem się zarazić Was moim optymizmem i radością. Pokazywałem, że pomimo różnych przeciwności, Szczecin jest pięknym miastem. Że tu naprawdę można się świetnie czuć i cieszyć z bycia jego mieszkańcem. Nie kazałem nosić różowych okularów, ale sugerowałem odejść od telewizora, wybrać się na krótki spacer przed snem. Zadrzeć czasem głowę wyżej niż zwykle i dojrzeć piękno w tym, co nas otacza.
Jednak sądząc po komentarzach, a w zasadzie ich braku, myślę, że nie trafiłem z tematem…
Ja wiem, że kliknąć lajka jest łatwiej, niż zabrać głos. Na dodatek na moje nieszczęście nie ma „nie lubię”. W takiej sytuacji nie wiadomo, czy materiał się nie podoba, czy może nie ma odbiorców… Właśnie – ODBIORCÓW. A kim są odbiorcy naszego bloga? Nie ci statystyczni, lecz prawdziwi. Może nie są to ludzie, którzy z nostalgią przeglądają historyczne zdjęcia i pocztówki obrazujące potęgę Szczecina. Dla nich piszą Sedina albo Szczeciner. Może nasi fani mają dość bujania w obłokach i oczekują gołych faktów, pozbawionych „artystycznej otoczki”? Tekst o hejterach¹ pokazał, że jednak mój tok myślenia może mieć sens. A komentarze pod ogłoszeniem wyników konkursu fotograficznego utwierdziły mnie w 100%! Tak więc zrzucam maskę łagodnego, szalenie oddanego Szczecinowi Dra Jekylla i zamieniam się w pana Hyde’a! Drodzy hejterzy, blogoczytacze, mam dla Was nie lada gratkę! Zdziałajmy coś razem, niech świat się o nas dowie, a na pewno niech zrobi się o nas głośno w całym Szczecinie! Jeśli nie czytali gazet, nie oglądali wiadomości albo nie słyszeli jeszcze w radiu, że się z nas śmieją – pora to zmienić!
Kategorycznie, raz na zawsze przestajemy cieszyć się z takich widoczków:
Przecież wiadomo, że nocą się śpi, a rano tak pięknie już to nie wygląda:
Przecież żaden pług, ani żadna solarka tędy nie przejechała! Do pracy trzeba jechać, a tu zamiast pod górę, samochód stacza się w dół!
– „O… jaki cudowny śnieżek pada!” zakrzykną dzieci…
– „Jaki tam cudowny…” odpowiedzą rodzice, jeśli przez dwa tygodnie nikt nie ma zamiaru go sprzątnąć. Na dodatek przez codzienne odwilże i cowieczorne przymrozki, śnieżek zamienia się w lodowisko…
Zaśnieżone chodniki też ślicznie wyglądają – ale tylko na zdjęciach:
Bo tak naprawdę, nie są takie śliczne, a na pewno nie są bezpieczne:
Przecież jak można w takich warunkach funkcjonować na codzień (będąc już np. emerytem), jeśli nikomu nie chce się ich odśnieżyć, a na dodatek złomiarze ukradli poręcze?
OK, dajmy już spokój tej zimie. Nareszcie się skończyła! Śnieg stopniał…
Ale zaraz! Co się pod nim porobiło:
Nie, nie. Nie mamy aż tak ekstrawaganckich drogowców – to nie mozaika zamiast asfaltu, niestety…
To znak-sygnał, że tu za chwilę będą dziury!
Parafrazując klasykę: dziura jaka jest, każdy widzi (albo i nie – na jego nieszczęście).
Może być więc taka:
albo taka:
lub taka:
Może witać gości wjeżdżających do miasta:
i być atrakcją (wątpliwą) na równi z Zamkiem, Katedrą albo Wałami Chrobrego:
Może też być gdzieś na uboczu i drażnić tylko tubylców:
Można w taką dziurę wjechać:
i na przykład zgubić kołpak:
I nie ma tu podziału na „lepszych” i „gorszych”. Wszyscy solidarnie muszą z nimi żyć. Czy psujemy na nich nasze prywatne auta, czy transport publiczny – nie ma znaczenia! Żeby napędzać gospodarkę, musi być ruch w interesie!
A wiecie co jest najlepsze w tym wszystkim?
To musi być misternie zaplanowany, niecny plan!
Nigdzie nie ma żadnych informacji, że coś nam grozi. Na Trasie Zamkowej możemy pędzić 70km/h i nikt nas nie ma zamiaru przed tym powstrzymywać! Super – przecież i tak byśmy zbojkotowali takie ograniczenie! Na Zaleskiego realna prędkość pokonywania tych dziur to 10-20km/h, przy dozwolonych 50km/h. Słowo daję, że ktoś to wszystko zaplanował! Próbując naśladować tok rozumowania tej osoby, wyglądało to mniej więcej tak:
„Jeśli nie wydamy całej puli na odśnieżanie, to zostanie coś dla łatających asfalty. Przy okazji parę groszy pójdzie na rozwój całego przemysłu motoryzacyjnego: kawałek tortu dla hurtowni motoryzacyjnych, kawałek dla warsztatów i wulkanizatorów, na czas unieruchomienia samochodów ludzie przesiądą się do komunikacji miejskiej, która odrobi sobie z nawiązką straty wynikające z uszkodzeń taboru, i tak dalej, i tak dalej…”
Szkoda, że to niestety tak nie działa. Nie jesteśmy samowystarczalną społecznością i musimy prowadzić handel wymienny. A mając do zaoferowania tylko dziury, dużo na nich nie zarobimy!
Ktoś na górze nie odrobił kiedyś zadania domowego z ekonomii i teraz wszyscy cierpimy…
A biedny znak na Potulickiej z ograniczeniem prędkości do 50km/h (sic!) i dopiskiem „Zły stan nawierzchni” wygląda przy tym wszystkim na średnio zabawny dowcip:
A co na to ci, którzy mieli „służyć i chronić” (w domyśle nam i nas)?
Ano – niewiele…
Mają zapewne jakąś mutację pomroczności jasnej, czy też inną podobnie groźną chorobę. U nas wszakże nie ma powodów do zmartwień. Ruch odbywa się prawidłowo, nowi kierowcy już nam nie będą przeszkadzać, a starzy się przyzwyczaili:
Wszędzie marudzą, że chcą nas tylko łupić, ale to nieprawda! W majestacie prawa, pod czujnym okiem specjalistów – inżynierów ruchu drogowego możemy przecinać podwójną ciągłą, jak nam się podoba!
No i groźnie wyglądające strzałki takich mistrzów kierownicy, jak my, też nie przestraszą:
A że czasem, w nocy, przy słabej widoczności, mgle, śnieżycy, deszczu, mogą wyprowadzić kogoś w pole… Cóż, musi być gdzieś ten dreszczyk emocji!
Mamy też ogólnonarodową histerię w sprawie fotoradarów. Ogłaszam Wam wszystkim – u nas fotoradary są zbędne. Nikt o nie nie dba i nikt ich nie sprawdza. W tydzień po wielkiej śnieżycy, która sparaliżowała miasto, biedny słup dalej był oblepiony śniegiem:
Więc czego się tu bać? U nas jest cisza i spokój… Taki, że władza może spokojnie udać się na zasłużoną przerwę śniadaniową:
I co Wy na to? Już się nakręciliście pozytywnie? To do dzieła! Pokażcie światu nasze miasto!
Czy taki Szczecin się podoba? Czy jest lepszy? Ciekawszy? Prawdziwszy? (Od mojego?)
Dla niektórych pewnie tak, ale ja wolę Szczecin Magiczny:
Lubię patrzeć z nostalgią na to, co przeminęło. Liczyć, że będzie lepiej i promować to miasto na wszelkie możliwe sposoby, zamiast siedzieć przed telewizorem/komputerem/konsolą² i wiecznie być ze wszystkiego niezadowolonym!
Każdy ma prawo do przedstawiania własnych racji i propagowania swoich poglądów, ale pod warunkiem, że robi to kulturalnie i w poszanowaniu odmiennego punktu widzenia. Czekam więc tym razem na interakcję w Wami, drodzy czytelnicy!
²) niepotrzebne skreślić
dczarnowski
5 lutego 2013 - 08:36 -
Brawo Przemek! Choć pomysł wycieczek weekendowych też zacny – sory, że wcześniej nie napisałem ;)
P. Budziak
5 lutego 2013 - 12:50 -
Nie chciałem zakładać tu „kółka wzajemnej adoracji” – redaktorzy mają inne zadanie, niż śledzić wszystkie wpisy kolegów i sztucznie nabijać licznik komentarzy ;) Tak więc – spoko, nie mam żalu. Zastanawiam się jak i czym można rozkręcić naszych czytelników – w końcu walczymy o tytuł najlepszego bloga!
Krzysztof Łuksza
5 lutego 2013 - 12:57 -
Chyba Mr Hyde jak już :P Jako, że też jestem też czytelnikiem Szczecin Aloud, pozwolę sobie wyrazić swoje zdanie: Najlepiej chyba zrównoważyć oba podejścia do Szczecina – zarówno te „różowo-okularowe” jak i te „hejterskie”. Czyli: zauważajmy wady naszego miasta jak i jego zalety! Jeżeli będziemy mówić tylko pozytywnie to pośrednio przyczynimy się do stagnacji w tym mieście. Ułomności też trzeba zauważać i o nich mówić, żeby można było przeciwstawić się im, dążyć do ich wyeliminowania a tym samym zmiany na lepsze:). Oczywiście nie zapominając o tym całym pięknie które codziennie daje nam nasza mała ojczyzna :) Poza tym w założeniu ten blog jest „głosem mieszkańców miasta”, więc musi uwzględniać różne postawy żeby jako takowy głos był wiarygodny.
„Jednak sądząc po komentarzach, a w zasadzie ich braku, myślę, że nie trafiłem z tematem…”
Moim zdaniem jak najbardziej trafiłeś i trafiasz z tematem. Brak komentarzy nie oznacza braku oglądalności. Same zdjęcia rzadko są przyczyną jakichś zażartych dyskusji, ale to nie oznacza że są nieoglądane.
„Może nie są to ludzie, którzy z nostalgią przeglądają historyczne zdjęcia i pocztówki obrazujące potęgę Szczecina. Dla nich piszą Sedina albo Szczeciner.”
Nie zgadzam się. Nie powinniśmy się w ten sposób ograniczać. Mój ostatni wpis ze zdjęciami dawnego Szczecina zebrał 76 „lajków” co jest w skali naszego bloga całkiem dobrym wynikiem.