Cisza głośniejsza od braw

Czasami muzyka mówi więcej niż słowa, czasami trudno jest ją opisać…

W piątek – 20 lutego – szczecińska Filharmonia zaprosiła nas do wysłuchania pewnego koncertu. Koncertu nieco innego… Już sam tytuł – Symfonia pieśni żałosnych, zmieniony później na III Symfonię Góreckiego oddaje klimat tego muzycznego wydarzenia. Napisać, że symfonia jest smutna, to jakby nic nie napisać. Powtarzające się jak mantra kilka dźwięków, towarzyszący im sopran i słowa 3 przejmujących tekstów tworzą niezwykłą atmosferę. Nostalgii, żalu, bólu, ale też w końcowych taktach jakby ulgi, nadziei. I ta wymowna cisza po zakończeniu symfonii, wstrzymanie się z brawami…

Koncert bardzo emocjonalny. Orkiestra pod batutą genialnej, przeżywającej każdy dźwięk, Ewy Strusińskiej, w towarzystwie Elżbiety Szmytki – sopranistki zaproszonej specjalnie na to wydarzenie. To wszystko stworzyło spektakl pełen ekspresji, przedstawiający myśl kompozytora.

Na otwarcie usłyszeliśmy duet – fortepianu i skrzypiec. W momencie zgrania się instrumentów, ukazał się nam piękny dialog, wprowadzający nas do dalszej części. Po chwili (spowodowanej koniecznością „przemeblowania” sceny) pojawili się muzycy, dyrygent i śpiewaczka. Pierwsze dźwięki kontrabasu rozpoczęły muzyczny kanon, kolejno włączają się wiolonczele, altówki, i tak aż do pierwszych skrzypiec. Salę wypełniają coraz to nowe dźwięki, ciągle ten sam, powtarzający się jak mantra motyw. Nagle pojawia się sopran, intonujący słowa Lamentu Świętokrzyskiego. Głos gaśnie, a za nim kolejno instrumenty, aż do kontrabasu… Druga część – tutaj przedstawienie słów wydrapanych przez młodą dziewczynę na ścianie hitlerowskiego więzienia w Zakopanem, słów modlitwy. Przenikliwe -„Ty zawsze wspieraj mnie” interpretowane przez bardzo ekspresyjnie prowadzoną orkiestrę. I trzecia część – do słów ludowej pieśni. Nieco inna, może bardziej optymistyczna. Ale dalej pozostająca w melancholijnym klimacie. Kołyszące dźwięki prowadzą nas aż do końca utworu. Znajomy motyw, ostatni przeciągły dźwięk.

I cisza. Jedna z dłuższych jakie słyszałam przy okazji koncertów, na których byłam u nas, w filharmonii. Publika jakby zaczarowana, nie chcąca burzyć nastroju, może wzruszona… I wtedy nieśmiało pojawiają się oklaski. Stopniowo wzmagają się owacje, co skutkuje kilku -(a może kilkunasto-) minutową porcją braw. Ukłony, jeszcze większe owacje dla orkiestry, śpiewaczki i dyrygentki. Część publiki na stojąco. Ostatnie spojrzenia w kierunku sceny i już naprawdę koniec.

Mogłoby się wydawać, że kilka dźwięków powtarzanych w kółko szybko znudzi słuchaczy. Jednak jeśli dodamy do tego kunszt wykonania, emocje i stworzymy odpowiedni klimat to będzie wręcz przeciwnie. I te kilka dźwięków odda wszystkie słowa. I tak właśnie było, w ten piątek, na Symfonii pieśni żałosnych, gdy końcowa cisza brzmiała głośniej od braw.

użyte zdjęcie pochodzi ze strony Filharmonii w Szczecinie

O autorze

avatar

dellatraviata

Szczecin jest moim miastem. Mimo wielu wad ma też swoje zalety. Może nie jest ośrodkiem kulturalnym na mapie Polski (jeszcze), ale się stara. Potrafi mnie zaskakiwać i uczy cierpliwości. Spróbuję Wam pokazać jego (być może) mniej znaną- muzyczną stronę:)