Miłość w rytmie happysad

Jeszcze rok temu nie byłem zwolennikiem happysadu. Wprawdzie nie należałem do przesyconego od stóp do głów jadem hejterskiego grona, jednak o wielkich zachwytach, ochach i achach też raczej nie było mowy. Jeszcze rok temu, gdy wszyscy moi znajomi zachwycali się tym, że słynna grupa ze Skarżyska-Kamiennej przyjedzie dać koncert w ramach Juwenaliów, w ogóle mnie to nie ruszało. Na występie znalazłem się tylko dlatego, że miałem ochotę posłuchać muzyki na żywo w pozytywnie zakręconym gronie przyjaciół. Nie wiedziałem, że będzie to początek miłości od pierwszego gitarowego riffu.

Są takie zespoły, które na żywo wytwarzają niesamowitą atmosferę. Nie wszyscy wykonawcy posiadają taką cechę. Miałem niesamowite szczęście, że moje pierwsze zetknięcie z dokonaniami Happysadu odbyło się na żywo, bo ich płyty (jedne bardziej mi się podobające, inne nieco mniej, aczkolwiek wszystkie trzymające bardzo dobry poziom) w bezpośrednim starciu z wykonami na żywo to jak niebo a ziemia.

Świetny kontakt wokalisty – Jakuba Kawalca – z rozentuzjazmowanym słuchaczem pod sceną. Skoczne gitarowe, rockowe rytmy z ostatniej studyjnej płyty „Ciepło/Zimno”, mieszające się z brzmieniami z pogranicza ska, kiedy grupa jeszcze debiutowała. Co więcej teksty, z którymi chyba każdy z nas mógł lub dalej może się utożsamiać, czego dowodem był tłum fanów, wyśpiewujących wszystkie wersy i zwrotki, opanowane do perfekcji zupełnie jak wiersz na polski w czasach podstawówki. Te odczucia najmocniej wgryzły mi się w pamięć. Przypomnę – przemyślenia osoby do tamtego dnia całkowicie obojętnej na muzykę zespołu. Może to akurat do mnie niesamowicie przemówiła ta muzyka, jednak z miejsca stałem się wtedy fanem kwartetu ze świętokrzyskiego.

Ach, zapomniałbym! Wspominam jeszcze dobrze taniec w deszczu do „W piwnicy u dziadka” – jednego z większych hitów zespołu i istnej koncertowej bomby.

Wspominałem przed chwilą o brzmieniach ska i debiucie grupy. Mimo tego, że nastąpił on dopiero w roku 2004 wraz z ukazaniem się płyty „Wszystko jedno”, to muzycy grają ze sobą już od 1995 roku (strasznie długi okres zważywszy na to, że wynosi tyle samo co wiek człowieka, który może już legalnie pić w Polsce alkohol).  Zaczynali wtedy nazywając siebie „Hard Core’owym Kółkiem Filozoficznym”. Nazwa ta na drodze modyfikacji przerodziła się w znany ostatecznie happysad (pisany koniecznie małą literą. Ad acta – niektórzy fani mogą się o czepiać o tą jedną literkę). W tym roku mija dokładnie dekada, od kiedy grupa wydała swój pierwszy studyjny album. Pamiętne lato 2004 grupa celebruje specjalną trasą koncertową, zatytułowaną „Wszystko jedno tour”. Trasa poświęcona pierwszym piosenkom zespołu, obejmuje również Szczecin.  Koncert odbędzie się w słynnej szczecińskiej ostoi muzyki alternatywnej – w Domu Kultury „Słowianin”. Szczerze przyznam, że darzę to miejsce ogromną sympatią. Wiąże się z nim wiele przyjemnych, muzycznych wspomnień. Nie byłem tam od wieków, także cieszę się niezmiernie, że będę mógł znowu je odwiedzić. Po cichu odliczam w kalendarzu dni do piątkowego koncertu.

YouTube Preview Image

Największy hit zespołu „Zanim pójdę” na pewno zabrzmi podczas piątkowego koncertu w Szczecinie.

Z tego co mi wiadomo bilety dalej są do nabycia w kasie „Słowianina”. Cena – choć niektórym może wydawać się wysoka – to w czasach, gdy ceny wstępu na wydarzenia muzyczne niebezpiecznie pną się coraz wyżej w górę jest według mnie bardzo dobra. Zwłaszcza jeżeli w pakiecie zawarta jest doskonała zabawa pośród wspaniałych ludzi, którzy wiedzą co to dobra muzyka. Kto wie – może i Wy zakochacie się w tych brzmieniach tak samo mocno jak ja? Warto „zaryzykować” i wybrać się na koncert! Nie wiadomo kiedy nadarzy się kolejna okazja do usłyszenia piosenek takich jak „Ostatni blok w mieście”,  „Wszystko jedno”, czy „Jeszcze, jeszcze”.

O autorze