Pianoforte i magiczny świat Brahmsa
9 października 2015r. Filharmonia im. M. Karłowicza w Szczecinie zainaugurowała nowy cykl koncertów- „pianoforte”. A był to spektakularny początek. Wystarczy powiedzieć, że wykonany został Koncert fortepianowy nr 2 B-dur Brahmsa- dzieło uważane za perełkę w literaturze pianistycznej, niezwykle trudne, wirtuozerskie. Zadania podjął się Barry Douglas. I zrealizował je wręcz brawurowo.
W tym sezonie artystycznym filharmonia proponuje nowy cykl koncertów- „PIANOFORTE” (tłumacząc z włoskiego- fortepian, dosłownie- cicho-głośno), w ramach których zaprasza wszystkich na koncerty pokazujące niezwykłe brzmienia fortepianu (dodam, że jest to piękny, czarny Steinway). Idea jest taka, że ma być wirtuozersko, niezwykle i poruszająco. Będzie to cykl koncertów symfonicznych, ale też recitali (m.in. także w sali kameralnej). W miniony piątek „pianoforte” zainaugurował Brahms, a konkretniej jego koncert fortepianowy w wykonaniu Barry’ego Douglasa i Symfonia nr 3 F-dur, wykonywana przez Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii im. M. Karłowicza w Szczecinie, wszystkim dowodził zaś, zza pulpitu dyrygenta, Mikhail Agrest.
Już same tytuły dzieł Brahmsa, jakie pojawiły się w repertuarze robią wrażenie. Dwie „perełki” kompozytora. Obydwie piękne i o silnym ładunku emocjonalnym. Zapowiadał się naprawdę piękny wieczór…
Pierwsza część koncertu- na scenie pojawiają się orkiestra, dyrygent i pianista. Brzmią początkowe dźwięki Koncertu fortepianowego B-dur (op. 83). Pierwsza część- „allegro non troppo” (szybko, nie za szybko). Stopniowo pojawia się główny motyw, a gra nabiera tempa. Douglas przemyka po klawiszach, orkiestra stopniowo się dołącza. Ma się wrażenie jakby fortepian i orkiestra były idealnie zsynchronizowanym mechanizmem. Fortepian zaczyna, pozostałe instrumenty przejmują motyw, rozwijają go i znów oddają w ręce Douglasa. A ten jeszcze bardziej „podkręca tempo”- kolejna część, „allegro apassionato” (szybko i z pasją). Na chwilę to skrzypce przejmują dowodzenie, za nimi pojawia się fortepian. Tutaj- kaskady dźwięków, popis wirtuozerii pianisty. I znów włącza się orkiestra, pojawia się dialog między instrumentami. Miękkie dźwięki klawiszy, ciepłe brzmienia skrzypiec, przywołujących znany motyw, narasta napięcie. Crescendo, wyciszenie i znów coraz głośniej, z większą pasją, zarówno smyki, jak i fortepian, a jakby w tle spokojne, czuwające nad wszystkim waltornie. Wszystko wzajemnie się przenika, uzupełnia, kreując świat Brahmsa… I trochę wyciszenia –kolejna część, „andante” (umiarkowanie), spokojne smyki wprowadzają brzmienia fortepianu, który momentami staje się akompaniamentem, oddając „dowodzenie” orkiestrze. Douglas z wielkim zaangażowaniem odnajduje się zarówno w roli przewodzącego jak i członka orkiestry. Gra z pasją, ekspresyjnie, ma się wrażenie, że czuje każdy dźwięk. Tutaj nie ma nic przypadkowego. I znów kolejny motyw, który przejmują po sobie pianino, waltornie i smyki. Ręce delikatnie suną po klawiaturze i forte! I smyki i znów piano… Ostatnia część- „allegretto grazioso” (dość szybko, z gracją). Tutaj- popis pianina, zawrotne wręcz tempo, przejmowane przez resztę orkiestry. I zwolnienie, charakterystyczny motyw i znów allegretto.. I tak aż do końca… Ostatnie takty. Crescendo i … owacje zachwyconej publiczności.
Przerwa. A zaraz po niej- symfonia nr 3 F-dur (op.90). Również czteroczęściowa (allegro con brio, andante, poco allegretto i allegro). Części- pierwsza i ostatnia, w szybkim tempie, niejako spinają klamrą dwie pozostałe. Dużo smyków, ale pojawiają się też wyraźne dźwięki fletu czy waltornii. Ciekawa pulsacja, orkiestra reagująca na dyrygenta, który interpretuje muzykę Brahmsa i przekazuje swoją wizje. Ma się wrażenie, że melodia płynie, przypomina morze, faluje. Raz dynamicznie, nieco szybciej i zwolnienie, więcej ekspresji, wrażliwości. Jej kumulacja pojawia się w trzeciej części dzieła. Przez wielu uważaną za najpiękniejszą z całości. Główny motyw pokazany przez skrzypce, chwile nostalgii, przerywane przyspieszaniem tempa i zmianą charakteru na wesoły i znów piękny motywu. Jakby urywane dźwięki, wzbudzające niepokój, crescendo i powrót do głównej melodii, wyciszenie i ostatnia część… Szybko, dużo krótkich dźwięków, czuwające nad wszystkim instrumenty dęte, do których należą też końcowe takty utworów. A w tym wszystkim Agrest, sprawiający wrażenie jakby grał z tą orkiestrą od zawsze, płynął razem z muzyką. Dający dużo prawdy i ekspresji wykonaniu symfonii, co niewątpliwie podobało się publiczności, wyrażającej swój zachwyt końcowymi owacjami.
Koncert był historią opowiedzianą przez współgrające instrumenty. Zabrały one nas na niezwykłą podróż przez krainę dźwięku. Melodii opowiadanej przez fortepian i orkiestrę. Fortepian, pod rękami Douglasa- przewodził, dodawał wirtuozerii, orkiestra przejmowała dźwięk i dodawała, jakby proponowała, coś od siebie, na co znów odpowiadał fortepian. Douglas i orkiestra pod batutą Agresta stworzyli całość, współbrzmieli, byli jednością. Dodając do tego ekspresję poszczególnych muzyków i umiejętności pianisty mogliśmy usłyszeć koncert Brahmsa w bardzo dobrym wydaniu. Całości dopełniła Symfonia. Cztery historie spięte jedną klamrą. Gdyby tylko niektórzy widzowie powstrzymali się od rozmów w trzeciej części…
To był piękny i emocjonalny koncert inaugurujący nowy cykl. Było i piano i forte. Teraz- „następny w kolejce”- recital Jana Lisieckiego– do zobaczenia 25 października w sali kameralnej filharmonii im. M. Karłowicza w Szczecinie.
użyte zdjęcia: fot. Dariusz Gorajski, fot.Maciej Cybulski
Najnowsze Komentarze
Agnieszka
Suuper. Właśnie planujemy podobną podróż stopem z
7 lat temuOla
Uwielbiam patrzeć "z góry na Szczecin"! Widoki, które
7 lat temuPaulina
Dla mnie najsmaczniejsze sa w cukierni na Jagiellonskiej.
8 lat temutamcetka
Byłam, widziałam, mam mieszane uczucia. muzyka tak,
8 lat temu