Cezik na Akustyczniu

Myślałem, że mnie już nic nie zdziwi. Na koncert zabrałem ze sobą mięso dla forfitera, wódę by napić się ze Stingiem i obejrzałem wszystkie występy Polaków w zagranicznych talent show. Mimo to, Cezik znowu mnie zaskoczył. Serio! Momentami dumałem tylko skąd biorą się takie pomysły, czyli coś jak górnik, któremu chcą zabrać 14 pensję.

Już od pierwszych chwil w dziesiątkę, jeśli chodzi o mój gust muzyczny, wstrzelił się support. Wstrzelił bo Sasha Boole to gość, który w jakiś tam sposób przypomina mi bohatera rodem z dzikiego zachodu. Tyle, że Sahsa nie jest z zachodu, a z Ukrainy, a zamiast rewolweru, w kaburze trzyma kilka harmonijek ustnych.

Pierwsze dźwięki wprowadziły nas w klimat westernów, brakowało tylko kolczastych kul przedzierających się między publicznością. Sasha Boole to człowiek orkiestra, który śpiewa, gra na gitarze i harmonijce ustnej. I to właśnie ten ostatni instrument ma taką moc, szczególnie w użyciu Sashy Boole, który nie bez powodu ochrzczony został czołowym countryman-em z Ukrainy.

Jednak trzeba tu powiedzieć, że Sasha Boole niczego nie udaje. Nie chce być ukraińskim kserem Johnego Casha. Muzyka to dla niego tylko forma przekazu. Między utworami bardzo starał się wytłumaczyć o czym śpiewa, troszkę przy tym nauczył nas zarówno ukraińskiego, jak również samej Ukrainy. W kontekście nie tak odległych wydarzeń na Majdanie, szczególnie pięknym manifestem jest jego numer pt. „Iron and Stone”. Bez problemu znajdziecie go na YT.

Podsumowując: support bardzo wysoko podniósł poprzeczkę Cezikowi. Ten pewnie miał tego świadomość, dlatego zwlekał z wyjściem na scenę. Jako drugi pojawił się na niej Józek z Nowego Grodziska Mazowieckiego. Ta wymyślona postać, to irlandzki uczestnik brytyjskiego „Mam talent”. Cezik w zmontowanym klipie, włożył mu w usta absurdalny zlepek polskich słów, czym nabrał miliony Polaków. Wśród nich był m.in. Jerzy Gruza, koncert Cezika otworzyło radiowe nagranie, w którym reżyser zachwycał się Polakiem w brytyjskim talent show.

Dalej Cezik udowadniał, że jednak nawet najbardziej absurdalne polskie teksty nie są aż tak słabe, jak teksty tak wybitnych wieszczy jak chociażby Pitbull. Ta część koncertu co chwilę wywoływała salwy śmiechu wśród publiczności. I sam, choć byłem już kolejny raz na koncercie Cezika, tym śmiechem wybuchałem.

W nawiązaniu do „kolejny raz”. Cezik zagra następny koncert w naszym mieście już w lutym (18).  Sam śmiał się, że po tak „długiej” przerwie na bank zagra to samo, dlatego mamy wpadać. Z drugiej jednak strony pewne rzeczy nigdy nie przestają być śmieszne, jak chociażby bluesowa interpretacja dokarmiania aligatora przez pewnego Polaka.

Cezik na pewno nie popisał się geograficzną wiedzą lokując Szczecin koło Bydgoszczy, i nazywając nasz największy akwen wodny jeziorem Rąbie. Jednak tego wieczoru chodziło o muzykę, a tu już mogliśmy posiąść nietuzinkową wiedzę. Cezik wskazał, że najlepsze ballady zwykle opierają się o cztery popularne akordy, a większość artystów idzie na skróty tworząc swe hity pod nie. Artysta stworzył dosyć osobliwy chórek z tych właśnie akordów i pod nie zaśpiewał wiele znanych piosnek. Pewnie niedługo ten pomysł przełoży się na hit internetów.

Oczywiście nie zabrakło mojego ulubionego numeru, do którego nieświadomie tekst napisali hejterzy Cezika. Był też Sting na melanżu i zaklęta antylopa.

Na koniec dodam, że Cezik bawi się również słowem, tak bez muzyki. I tutaj dominują historie z trasy, bo tylko na stacji benzynowej możesz spotkać fana, który mówi Ci, że „jestem Twoim największym idolem”.

***

Obrazek użyty w tekście pochodzi z youtube.com

O autorze

avatar

dczarnowski

Moje wpisy to takie Niebuszewo szczecińskiej blogosfery. Jeśli nie musisz - nie wchodź za głęboko. Nie doświadczysz tu pięknej polszczyzny, za to znajdziesz wiele skradzionych rzeczy. Kto wie? Może kiedyś należały do Ciebie.