100 powodów, dla których Szczecin to idealne miasto dla rowerowych turystów

W przypadku turystyki rowerowej raczej nie chodzi o miejsce docelowe, liczy się sama podróż. Tytułowe 100 powodów to kilometry, które wystarczy pokonać by przeżyć rowerową przygodę. A przygoda w moim odczuciu zaczyna się tam, gdzie odrywasz się od tego co masz na co dzień. Gdy musisz oswoić nowe miejsca, nowych ludzi, język i kulturę.

Zanim po raz pierwszy odwiedziłem rowerem naszych zachodnich sąsiadów, miałem już okazję skosztować turystyki aktywnej. Był stop do Wenecji, Barcelony i rower na szlaku Odra-Nysa. I wszystko to tak od tyłka strony. Najpierw trochę świata, dopiero później wpadłem na pomysł by rowerem zwiedzić przygraniczne miasta.

Początkowo myślałem, że emocje w czasie tych wyjazdów będą przypominać te, które towarzyszą nam na grzybobraniu. Nic bardziej mylnego! Wystarczy wyjechać do pierwszej niemieckiej miejscowości, by poczuć, że jesteśmy w zupełnie innej rzeczywistości. Na moich trasach, tą pierwszą miejscowością zwykle jest Blankensee.

kogut

To oczywiście nie jest tak, że zza rogu będą nas atakować tygrysy bengalskie, a szwedzkie laski w bikini będą ratować nas z opresji. Jednak wystarczy, że będziemy czujni, jak ten gość (zdjęcie poniżej) napotkany na trasie z Pasewalku, to każdy kilometr może zachwycić pięknem. To może być ogródek, kompilacja uśmiechu i słowa „morgen” od nieznajomego, czy po prostu wyśmienicie zachowany wiejski kościółek.

gość

 

Poniżej przedstawię trzy niemieckie miasta oddalone od Szczecina o około 50 kilometrów. Co razy dwa, daje właśnie te sto powodów. Tak jak pisałem – nie chodzi o samo miejsce docelowe, ale o podróż. Dlatego o każdym z nich subiektywnie i krótko.

Pasewalk 

DSCN9987

W drodze do Pasewalku świetne wrażenie zrobiło na mnie to, że już z daleka, majacząc na horyzoncie zachęcały nas do odwiedzin dwa jego największe obiekty. Są nimi potężny elewator i kościół Mariacki. Kiedy zbliżyliśmy się do wrót tego drugiego, przywitał nas jego gospodarz i z uśmiechem zaprosił do środka. Nie zdążyliśmy jeszcze dobrze usiąść, zachwycić się dbającym o każdy szczegół sposobem renowacji, a w kościele zabrzmiały organy. Widocznie jakaś próba. Dla grającego pewnie już rutynowy obowiązek. Natomiast dla nas miłe przeżycie. W Pasewalku fajnym jest to, że zachowały się dawne mury miejskie. Wzdłuż nich wytyczono szlak pieszo-rowerowy. Dzięki niemu poznaliśmy pierwotne granice miasta, baszty obronne i bramy wjazdowe. Dociekliwym podróżnikom polecam dotrzeć do założeń ozdobnej architektury rynku miejskiego. Mi się to niestety nie udało.

Schwedt

balon

Droga do Schwedt to w dużej mierze jazda wałami przeciwpowodziowymi. Dla doświadczonych turystów to raczej nudna część trasy. Takie rowerowe metro – pozwala się szybko przemieszczać, ale podróż jest raczej monotonna. Gdy już wysiądziemy na stacji Schwedt, nie można oderwać oczu od mniejszych i większych architektonicznych atrakcji. Genialnym jest to, że taką atrakcją jest zarówno dawny budynek fabryki mydła – wybudowany z czerwonej cegły i o szczycie z muru pruskiego. Ale jest nią również wieżowiec z wielkiej płyty wybudowany jeszcze za żelazną kurtyną. Kto wie, czy ten drugi obiekt, dziś nie stanowi większej atrakcji. Jak to możliwe? A to już musicie obadać sami. Będąc w Schwedt nie zapomnijcie o zakupach w Oder Center. Na jednym z działów szczególne zagęszczenie Polaków. Wiadomo – chemia z Niemiec najlepsza!

Cała relacja o tutaj.

Ueckermünde 

ueckermunde

To nasza pierwsza podróż/miłość (można stosować zamiennie). Ueckermünde swym cudownym rynkiem zauroczy każdego. No chyba, że będzie to prawdziwy twardziel niewrażliwy na piękno. Dla takich kozaków w historycznej części miasta przygotowano sklep z whisky (moja żono) i cygarami. Za sprawą olbrzymiej ławki, każdy obecny tu rowerzysta może poczuć się jak dzieci Pana Szalińskiego, z kultowego filmu „Kochanie! Zmniejszyłem dzieciaki!”. Ueckermünde otoczone jest wodą. A jeśli jest woda, to są też ryby. Te polecam skosztować w formie lokalnego przysmaku – bułki z rybą. Fischbrötchen po ichniejszemu. Przysmak ten podawany jest prosto ze statku zacumowanego przy nabrzeżu rzeki Uecker.

Cała relacja o tutaj.

Dojazd?

Celowo nie skupiam się w tym wpisie na trasach dojazdu. Można je przygotować na wiele sposobów. A jeśli zrobimy to sami satysfakcja jest o wiele większa. Ja z powodzeniem korzystam z google maps, które posiada opcję wyszukania trasy rowerowej. Może być jednak tak, że z różnych przyczyn będziecie bali się samemu wyruszyć ten pierwszy raz. Tutaj też nic nie stoi na przeszkodzie. W Szczecinie jest sporo ekip, które organizują wspólne wyjazd. Jedną z nich jest Gryfus. A jeśli należycie do tych osób, które szukają inspiracji bezpośrednio u innych ludzi, to polecam pokazy slajdów z rowerowych wypraw organizowanych w Szczecinie. To chyba najlepsza opcja by się zmotywować do działania. U mnie tak to się właśnie zaczęło.

Podsumowując…

Nogi to fajna sprawa. Można na nich biegać. Można grać nimi w piłkę. Jak się okazało na jednej z naszych wypraw – można z nich zrobić ozdobę ogródka. Jednak w moim odczuciu najlepsze ich zastosowanie to właśnie rowerowe przygody.

Więc daj się wciągnąć Drogi Czytelniku. ;)

 

nogi2

O autorze

avatar

dczarnowski

Moje wpisy to takie Niebuszewo szczecińskiej blogosfery. Jeśli nie musisz - nie wchodź za głęboko. Nie doświadczysz tu pięknej polszczyzny, za to znajdziesz wiele skradzionych rzeczy. Kto wie? Może kiedyś należały do Ciebie.