Z punktu widzenia słoika

Byłem klasycznym duitem. Słoiki zwoziłem często, lecz nigdy nie czułem się gorszy od tych co na obiad chodzili do mamy. Dziś też nie czuję się gorszy od osób, które pod wpływem mody kupują ekologiczne konfitury w Almie. Ja byłem karmiony nimi od dawna.

„Bo ja to w ogóle pochodzę ze wsi poPeGRowskiej, tam kultura polityczna nie istnieje, a historia kończy się na ich własnych rodzinach. Tam Kuroń kojarzy się wyłącznie z kuroniówką.”

Myślę, że te słowa wypowiedziane w trakcie egzaminu na szczecińską politologię, rzutem na taśmę otworzyły mi wrota do „wielkiego świata”. Wcześniej nie było zbyt kolorowo.

W 1993 roku w Szczytnie (tam mieszkałem) zamknięto jedyne miejsce pracy – Państwowe Gospodarstwo Rolne. Dla tej czterystu osobowej miejscowości to jak zamknięcie stoczni dla Szczecina. Tyle, że gorzej. Bo PGR ogarniał wszystko, od dostawy opału dla pracowników, po konserwację płyty miejscowego boiska.

Nagle wszystko niemal z dnia na dzień zostało ludziom odebrane. Bezrobocie było wszędzie. Bezrobotny był sąsiad z dołu, z góry, z boku. Sąsiad w bloku obok i tak dalej. Nikt nie uczył jak radzić sobie w nowej rzeczywistości, każdy radził sobie na swój sposób.

ksvictoria

Bramka na boisku nie przyciągała już perspektywą zostania gwiazdą piłki nożnej, raczej kusiła sukcesami finansowymi nowej branży jaką byli zbieracze złomu. Lokalni piłkarze „victoria” krzyczeli już tylko detronizując kolejną butelkę wina. Wielu, o wiele mniejsze sukcesy odnosiło w ogrzaniu swych mieszkań.

To nie tak, że ludzi zostawiono bez niczego. Dano im odprawy. To dzięki nim, w ich skromnych czterech ścianach zawitała Europa. Wszystko za pośrednictwem anten satelitarnych, które są charakterystycznym elementem estetycznym środowiska post PGR-owskiego, a to czasami wygląda jak postapokaliptyczne.

anteny

Te kilkaset złotych rzeczonej kuroniówki pozwalało przeżyć rodzinom pozbawionym żywiciela. Choć w sumie wydatki nie tak wielkie. Odpada kino, teatr opera. Nawet galerie handlowe nie noszą tak szumnej nazwy, to po prostu sklepy spożywczo – przemysłowe. W każdym z nich już wtedy sprawnie funkcjonowało to, co w mieście dopiero raczkowało – płatność bezgotówkowa. Na tzw. „zeszyt” – ogromnymi plusami były zerowy procent i elastyczny termin spłaty.

sklep

To pod nimi miała miejsce jedyna, dziś tak popularna rozrywka. Bo plac przed sklepem był czymś w rodzaju lokalnej Gali KSW. Jako że w Szczytnie dominował kult siły, prędzej czy później kontraktowano Ci walkę. Zasady podobne, tylko Twój udział w walce nie wynikał z pobudek finansowych, czy tam parcia na szkło, bo i splendor inny. Po prostu, nie podobałeś się komuś.

Prowokować mogłeś wszystkim. Tym, że Twój Tata zgłosił na policję kradzież (brzydko zrobił), a ta policja teraz ściga kogoś. Tym, że nie palisz, albo piwa postawić nie chcesz. Mogła też na Ciebie spojrzeć dziewczyna, która podoba się lokalnemu watażce. Wtedy ten watażka musiał przemodelować Ci twarz tak, by już na Ciebie spojrzeć nigdy nie zechciała.

Alternatywą był przystanek. Miejsce spotkań kulturalnych opływające w luksusy. Oferował dach nad głową i ławkę.

przystanek

Jeśli dla kogoś to mało, zawsze można było obrzucić śnieżkami ludzi wysiadających z autobusu, a okazji ku temu było co nie miara.

rozkład

Gorzej latem, wtedy nie było już co robić. Połączenia autobusowe redukowano do minimum. Szanse by się wyrwać automatycznie spadały do zera.

Horyzonty miałem wąskie. Autorytety w postaci amerykańskich przedsiębiorców lub tybetańskich mnichów po prostu nie docierały do mnie. Jednak zbierając wiśnie lub czereśnie, a później upychając je do słoików obserwowałem tych, którzy do dziś są dla mnie największym wzorem. Mimo trudnych okoliczności robili wszystko, by rzeczywistość zmieniać, a przede wszystkim „bym wyszedł na ludzi”. Mało narzekania, zamiast tego ciężka praca. Trudno do nich nie wracać.

Nie oszukujmy się – już sam fakt wyjechania do miasta „słoiki” rozpatrują jako sukces. Zachwyca nas wszystko! Jaramy się nawet chodnikiem (serio – często u nas ich nie ma). Jednak przede wszystkim jaramy się możliwościami. Dotychczasowa pustynia jeśli chodzi o tą materię sprawia, że nasze czułki nie nadążają z odbieraniem sygnałów.

Miasto wciąga. Wyjazdy do domu stają się coraz rzadsze. Angażuje praca, znajomi i możliwości spędzania wolnego czasu w taki sposób, jaki w młodości widzieliśmy tylko w telewizji. Z czasem identyfikujemy się z miastem, nie tylko z niego czerpiemy. Niektórzy nawet potrafią coś dać z siebie, tworząc wspólnie z tubylcami. Jeśli ktoś nie obierze tej ścieżki, to prędzej czy później zawiezie swoje życie tam gdzie słoiki, a nie na odwrót.

jutup
źródło: www.youtube.com

Żadne odkrycie, tak było od zawsze. Wśród dotychczasowych pokoleń Polaków w Szczecinie, chyba jedynie to pierwsze nie jeździło po słoiki.

Tylko jedna rzecz niepokoi jakoby słoik to zło – taki młody „moher”. Szczerze liczyłem na to, że gdy odejdzie pewne pokolenie, wraz z nim odejdą podziały. Jednak to było złudne, one odradzają się wciąż na nowo.

DSCN5414

O autorze

avatar

dczarnowski

Moje wpisy to takie Niebuszewo szczecińskiej blogosfery. Jeśli nie musisz - nie wchodź za głęboko. Nie doświadczysz tu pięknej polszczyzny, za to znajdziesz wiele skradzionych rzeczy. Kto wie? Może kiedyś należały do Ciebie.