Na Azoty Arena zwykle kilka tysięcy kibiców. Zwykle największa frekwencja w Polsce. W centrum miasta klubowy sklep. W mediach społecznościowych ponad pięć tysięcy fanów, setki hashtagów. Wszystko tak jakby King Wilki Morskie były w Szczecinie od lat. Coś jak Brama Portowa. Aż trudno uwierzyć w to, że wyżej wymienione sukcesy to praca niespełna roku, zaledwie kilku kochających basket ludzi. Nie jestem tym, który o historii szczecińskiego basketu może gawędzić godzinami. Poznaję go od niedawna. Jednak nawet taki gość jak ja, który bierze w tym udział zaledwie od dwóch lat. Z perspektywy tego czasu może z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że sezon 2014/2015 jest przełomem. Jednak co było wcześniej?
Na pierwszym meczu znalazłem się raczej przez przypadek. Wtedy kibicowanie na żywo drużynie sportowej było dla mnie czymś abstrakcyjnym. Szybko zrozumiałem, że emocje są zupełnie inne. I choć była to tylko I liga polskiej koszykówki, jakoś tak nawet czułem się lepszy od tych wszystkich fanów LeBrona, czy Hardena, którzy nigdy na mniej niż osiem tysięcy kilometrów nie zbliżyli się do swoich idoli.
Najnowsze Komentarze
Agnieszka
Suuper. Właśnie planujemy podobną podróż stopem z
7 lat temuOla
Uwielbiam patrzeć "z góry na Szczecin"! Widoki, które
7 lat temuPaulina
Dla mnie najsmaczniejsze sa w cukierni na Jagiellonskiej.
8 lat temutamcetka
Byłam, widziałam, mam mieszane uczucia. muzyka tak,
8 lat temu