Inne znaczy lepsze?
Leginsy w czerwono-białe pasy i białe gwiazdki na niebieskim tle, trampki z tym samym wzorem, do tego kurtka, piórnik, długopis, torba… Idąc na zakupy, chodząc po sklepach, ciągle widzę wszystko w tym samym wzorze. Młode pokolenie szybko podchwyciło modę, licea i gimnazja zostały zalane amerykańskimi symbolami.
Zafascynowanie krajem zza oceanu rozwinęło się na wielu płaszczyznach. Polacy, głównie wyznania rzymsko-katolickiego, zaczęli obchodzić takie święta jak Halloween. W noc poprzedzającą Święto Wszystkich Świętych na ulicach widać czarownice, zombie, kowbojów czy wróżki, którzy chodząc od domu do domu wołają: „cukierek albo psikus”. Starsi ludzie, którzy otwierają drzwi małym duchom i wampirom, są zniesmaczeni: w Polsce nigdy podobne rzeczy się nie działy, a wręcz były piętnowane z racji pogańskiego źródła. Mało kto wie, że istnieje polski odpowiednik amerykańskich Walentynek, obchodzonych 14 lutego. Noc Kupały wypada w czerwcu i dawniej była świętem miłości i płodności ludów słowiańskich. Młodzież zachwycona amerykańską modą, zwyczajami i kulturą, zupełnie zapomniała o polskości, oglądając angielskie programy, filmy, czytając tamtejsze gazety, używając angielskich zwrotów. W końcu to jest teraz „fashion”.
Wiele ludzi w poszukiwaniu lepszego życia wyjeżdża zza ocean. W kraju fast foodów, Indian, gwiazd popu i baseballu próbują odnaleźć dochodową pracę, założyć rodzinę i żyć inaczej, doskonalej. Wyjeżdżając, zostawiają w ojczyźnie swoich bliskich i przyjaciół. Zaczynają nowy etap, dają się pochłonąć innemu światu, tak diametralnie różniącemu się od tego, który znają. A rzeczywistość ta ich przygniata. Różnice kulturowe zdają się być nie do przekroczenia, nie do zaakceptowania- przynajmniej na początku… Emigrantom ciężko jest rozpocząć życie tak szybkie, poświęcone pracy i zarobkom, w odcięciu od tego, co polskie, co znane. Po pięciu, dziesięciu latach nie stanowi to już dla nich problemu. Pracują ciężko, spłacając kredyt, zaciągnięty na 50 lat. To jest tu normalne, nikogo tu już nie dziwi. Pomimo wysokiego kursu dolara, wyjazd do Polski jest nadal kosztowny, dlatego ojczyznę widują rzadko, niektórzy pamiętają ją jeszcze komunistyczną. Dzięki Internetowi i innym nowoczesnym środkom komunikacji, mają możliwość kontaktu z rodzicami, rodzeństwem… Odizolowani od ojczyzny, próbują wpoić patriotyzm swoim dzieciom, które wyrosły już w innym świecie, w innej kulturze. Gdy pytam 15-latka kim jest, odpowiada „polskim Amerykaninem”. Ojczyzna jego rodziców kojarzy mu się przede wszystkim z pierogami, dziadkami i wakacjami. Choć język nie jest dla niego przeszkodą, mówi po polsku z akcentem, a z młodszym bratem rozmawia po angielsku. Dla 11-latka polski nie jest już tak łatwy, a polska, sobotnia, przykościelna szkoła przywodzi na myśl nudę, znużenie i przykry obowiązek.
Wyjazd na inny kontynent związany jest z lepszym standardem życia: z wyższą pensją, z droższym samochodem, większym domem… Jednak co należy poświęcić dla tego? Czy męcząca praca od rana od wieczora, odizolowanie od bliskich, zatracenie polskości u dzieci jest tego warte? Czy oddając to wszystko jest się szczęśliwym? Czy tamto życie to wynagradza?
Nie uważam, że tamten świat jest idealny. Inny, to na pewno, ale nie lepszy. Nie rozumiem również oczarowania anglojęzycznym krajem. Dawniej ubiór świadczył o charakterze, miał jakieś korzenie, wyrażał osobowość. Co więc chcą wyrazić ludzie owinięci flagą Stanów? Co mówi o nich ich ubiór? Dlaczego nie przewiązują się biało-czerwonymi barwami? Czy się ich wstydzą? Czy nie uważają ich za wystarczająco „atrakcyjne”, czy są dla nich mało ciekawe? A może chcą być cool, trendy?
Pytam młodszego chłopczyka, czy wie co to znaczy „położyć się jak łyżeczki”. Po jego minie widzę, że nie rozumie tego, o co mi chodzi. Prowadzę go do kuchni, pokazuję złączone kształtem łyżeczki, porównując je do ludzkich ciał. Mój mały rozmówca kiwa ze zrozumieniem, ja- pełna dumy- cieszę się, że zdołałam mu wytłumaczyć tę polską metaforę, po czym słyszę pytanie: „A… Czy ja mogę być nożem?” Różnice kulturowe są nie do przejścia, dobrze się o tym przekonałam.
Zdjęcie: Wiktoria Wojciechowska
Łukasz
15 kwietnia 2013 - 10:49 -
Łyżeczki nie są typowo polską metaforą, używa się jej również w Stanach. Jest duża łyżka i mała łyżka – duża to ta zewnętrzna. W ogóle dlaczego dziecko miałoby to rozumieć?
Różnice kulturowe są jak najbardziej do przejścia, trzeba je tylko zrozumieć i zaakceptować.
Przykład jedenastolatka, który ma do wyboru być łyżką czy nożem, zawsze wybierze nóż. Nie będzie go interesowało, że to metafora bliskości między dwojgiem zakochanych ludzi. Wyjątkowo kiepski przykład wybrałaś na zobrazowanie różnic kulturowych…
wwojciechowska
15 kwietnia 2013 - 19:31 -
Jedenastolatek o polskich korzeniach wychowany w USA może mieć jednak trudność z poznaniem obu kultur, a przede wszystkim- z rozgraniczeniem i ich zrozumieniem. A przykład chłopca nie jest „dobrany”, ale zaczerpnięty z życia.
Nie mniej jednak- dziękuję za słowa krytyki. :)
Łukasz
16 kwietnia 2013 - 09:34 -
Jedenastolatek będzie miał problem z ogarnięciem polskiej kultury dorastając normalnie w Polsce ;)