Szanowny PRL-u, czym tak mnie uwiodłeś?

Jakieś 27 lat temu w skutym komuną kraju w małej wiosce żył pan Tadek.* Stary i doświadczony chłop, któremu ani żniwa nie były straszne, ani gorzałka rozlewana na szklanice. Pole potrafił zaorać, a na gospodarce się znał jak mało kto,  nie tylko tej agrarnej, ale i światowej. Żony nie bił. 

Minęło 5 lat. Już w ociekającej wolnością Polsce pan Tadek czuł się nieswojo. Niby lepiej, a jednak gorzej. Pole uprawiał dalej, konia wymienił na ciągnik, snopowiązałkę na kombajn. Żony nie bił. Kiedy przychodził do nas na podwórko, siadał na ławce pod domem i wyciągał z kieszeni wielkimi spracowanymi rękoma- „kukułki”.Zajadaliśmy się tymi emeryckimi cukierkami i słuchaliśmy rzewnych bajań, przekopując piaskownicę. Dziś nie pamiętam żadnej, oprócz jednej powtarzanej skrupulatnie myśli pana Tadka: „za komuny żyło się lepiej”. Niewiele z tego rozumiałam, bo bardziej interesowało mnie choćby to, czy to prawda, że robaki są w agreście.

Minęło 20 lat. Pan Tadek już nie żyje. Nie siada na ławce pod domem. Nie przynosi „kukułek”. I nie narzeka. I już nie bije żony. Bo trzaskał ją niemiłosiernie. Poznajemy świat, na tyle, na ile sam się  przed nami odkryje. A ja przeglądam czarno-białe obrazki w cienkim smartpudełku i próbuje się dowiedzieć, jak kiedyś wyglądał jego świat. Ten polski, ten ludowy, ze sztandarami i mlekiem w kankach. Szanowny PRL-u, czym tak mnie uwiodłeś?

12

Idę do szkoły. Po kolei w każdej ławce, w każdej klasie, na lekcji historii próbuje się czegoś dowiedzieć o tamtym świecie. Wertuję kolejne podręczniki, przez podstawówkę, gimnazjum i liceum, ale tam tylko grecki Olimp, Mezopotamia i rozbiory. Ładne obrazki. Historię najnowszą omijamy szerokim łukiem, a raczej hamujemy zbliżając się do mety. Brak paliwa? Nie, to dzwonek, ludzie, mamy wakacje! Matura. Taki przerywnik między dzieciakiem, a dorosłym, co fajki może kupić na legalu. Ponoć bzdura.  Bzdura do której przykładam się, czytam, szukam, interesuję. Cyrankiewicz, plan sześcioletni, reformy Grabskiego i niewyraźny przedruk zdjęcia z obrad Okrągłego Stołu. Potem Mazowiecki w rubryce, przy której stawiam krzyżyk i Wolna Europa, co nadaje w eterze. I Jan Nowak- Jeziorański. Czy to już wszystko?

0_c3c0f_882f5eb_XL (1) http://tonykultury.pl

W wyliczance członków PZPR, którą podpowiada mi głowa szukam haków. Zaczepów do ludowej rzeczywistości. I kiedy inni oglądają „Z archiwum X” na jedynce, ja sycę oczy bareistyczną traumą, kinem podszytym absurdem i czekaniem w kolejkach. Powiesz, że ten świat był trudny i ciężki, jak wypełnione po brzegi siatki kobiet, targane z papierem toaletowym na zmianę. I masz całkowitą rację. Ja jestem tylko widzem, świadkiem przedruków i filmów, sytuacji tak nierealnych, że aż prawdziwych.

W tej ułomności dostrzegam barwność, jakąś prawidłowość nonsensów i konfabulacji. I ciekawość. Ludzką przede wszystkim. Tych, którzy zostali na siłę wtłoczeni w socrealistyczne ramy, ale maszerują z plakietką wolności na ramieniu. Tych, którzy z mozołem odbudowują stolicę, albo zbierają stonkę na polach z ideologiczną pieśnią na ustach. I tych, którzy na kombinatoryce się dorabiają, zawsze sobie jakoś poradzą, zdobędą ostatni pętek kiełbasy, wyszarpią posadę, dobrze wydadzą za mąż, co nie panie kierowniku?

4aa53870fda7446abe5af8fbf1b587d8http://wawalove.pl

Żyć wtedy w Warszawie, kiedy rosła, kiedy dźwigano ją z gruzowiska wojny, odebrać klucze do nowego M3 na Bródnie. Wsiąść do Syrenki, albo Warszawy i przejechać się Wuzetką. Wypić fusiastą czarną w oklejonym boazerią gabinecie kierownika i połechtać jego ego, uśmiechnąć się w rozkloszowanej sukience z białym kołnierzykiem.  W wakacje pojechać na zakładowe wczasy. Spotkać zaopatrzeniowca z Sulęcic. Poczuć się choć raz bumelantem. I zjeść leniwe w barze mlecznym. Opić się oranżadą. Pójść na dansing z wódką i śledzikiem. Oddałabym wiele. Nawet za tę fikcję z „Nie lubię poniedziałku” Chmielewskiego, czy kultowe „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?”.

YouTube Preview Image

YouTube Preview Image

Czy jest gdzieś wehikuł? Umarł w butach. Trzeba wracać na swoje podwórko i tutaj szukać reliktów przeszłości. To dlatego w Szczecinie tak bardzo zachwyca mnie zakład fryzjerski na rogu ulic Królowej Jadwigi i Bohaterów Getta Warszawskiego. Zawsze kiedy tam przejeżdżam zatrzymuję się na chwilę. Przez drewnianą okiennicę w ulubionym kolorze szpitalnej lamperii podglądam czar peerelowskiego świata grzebieni i trwałej ondulacji. I choć nie oddałabym im w opiekę swoich włosów, za sam PRL stajl mają u mnie 5+.

Tak samo mam z barem mlecznym „Turysta”. Trzeba zadać sobie fundamentalne pytanie: dlaczego tam chodzę? Przecież dni, w których nie gotuję jest niewiele, przecież od dawna jestem zakochana w imbirze, cieciorce czy szparagach, a nie w schabowym, przecież przyciągają mnie urokliwe knajpki, a najbardziej te z kępkami lawendy w wiklinowych koszyczkach na oknach.

Co ja tu robię? Że niby przychodzę się najeść? Oj nie.  Ten bar nie zachwyca z zewnątrz niczym, naprawdę niczym. Jest obskurny i szary. Ale w środku czai się historia. Lubię siedzieć przy tych topornych stołach z przykręconymi krzesełkami do podłogi, zjeść „leniwe”, odwzajemnić uśmiech pani kucharki, przejść się z tacą po starej wytartej podłodze, pomyśleć, że to miejsce ma pół wieku i stać się jego częścią, choćby na moment. I to jest mój PRL w miniaturce. Innego nie znam.  Poznajemy świat, na tyle, na ile sam się  przed nami odkryje.

1656034_213554425518045_218683465_n

https://www.facebook.com/szczecinskieposadzki

*imię prawdziwe.

O autorze

avatar

Malwina Zator

Run baby, run! powtarza sobie nieustannie. Z nadwyżką zbędnego gadania, na wspak, krzywo myśląc. Ładuje się prosto w festiwal chaosu. Lubi smakować życie, nie tylko w fartuchu masterszefa. Apatii i flegmatykom mówi stanowcze nie i wywala za drzwi. A kiedyś będzie miała fajny nekrolog;)