kubek I♥Szczecin czy Stettiner Waren?
Plastik udający bursztyn, maskotka Gryf – straszak niegrzecznych dzieci, koszulka w granatowo-czerwone paski, która zmienia rozmiar po pierwszym praniu, brelok ze zdjęciem Zamku Książąt Pomorskich ważący pół tony, kubek z nadrukiem „I love Szczecin”, którego twórca miasta raczej nie lubi – to średnia półka pamiątek ze Szczecina.
Korale z prawdziwego bursztynu, srebrne łyżeczki ozdobione herbem, „kryształowe” kufle z malowidłem – to półka wyższa, bo są droższe od tych pierwszych.
Kapelusz góralski z otokiem z muszelek, wszak ze Szczecina do morza rzut beretem, portret papieża wysadzany kamykami, magiczne obrazki z kolorowym piaskiem układającym się w kosmiczne pejzaże, muszle z dalekich, egzotycznych mórz, które zdziwione swoją rolą przestały szumieć – to półka dla oryginalnych, jajcarzy, lubujących się w kiczu, przyjezdnych z bardzo daleka, bądź naprawdę zdesperowanych.
I czwarta półka – pusta, dla tych którzy szukają czegoś niebanalnego, prostego, budzącego miłe wspomnienia.
To moje refleksje o pamiątkach ze Szczecina.
Bez zbędnych przemyśleń zaliczam siebie do grupy czwartej. Ale pojawiło się dla mnie i takich, jak ja światełko w tunelu – „Towary Szczecińskie Stettiner Waren”.
Idea odtworzenia lokalnej marki ceramicznej, która tryumfy popularności święciła w tych okolicach już 200 lat temu.Widziałam je z bliska, mogłam dotknąć, ba – nawet spróbować swych sił w zdobieniu małego kubka (żeby je wytwarzać trzeba mieć specjalny certyfikat, a dotychczas przyznano tylko trzy).
„Urzekła mnie ta historia” – od pomysłu do realizacji projektu; pieczołowitość i staranność w odtwarzaniu technologii i motywów zdobniczych, szacunek do tradycji, pasja i błysk w oku ludzi, którzy próbują odkryć dla mnie, dla Ciebie i dla odwiedzających Szczecin dobro, z którego kiedyś słynął.
Tak się cieszę, że czwarta półka nie jest już pusta.
Marzy mi się jeszcze jakiś zgrabny regalik, czytaj: fajne miejsce, gdzie nie pachnie tanim plastikiem i nie robi się smutno z nadmiaru „dobra”. Miejsce proste, spójne, z klasą, ani nie folklor, ani nie Cepelia, wisienka na torcie po prostu. Miejsce, które koniecznie trzeba wpisać na listę punktów do zwiedzenia, bo inaczej podróż nie będzie udana, a dzieci będą miały focha przez cała drogę powrotną (przeżyłam, nie życzę nikomu). Ale na dizajnerski mebel trzeba trochę grosików do skarbonki wrzucić. I cierpliwym trzeba być. Czekam na tę przyjemność rozbijania różowej świnki. Coś tam już w niej brzęczy. Spotkałam ludzi, którzy cenią piękno, tradycję i prostotę. Może „już za chwileczkę, już za momencik”… Tak sobie myślę, że niedaleko Zamku, naprzeciwko 13. Muz, w Alei Kwiatowej, pozbawionej kwiatów…może właśnie tam?…
Więcej o marce: Stettiner Waren i ludziach, którzy ją tworzą.
Anna Szczucińska
22 listopada 2012 - 21:37 -
Pani Jolu jest Pani (jak na razie), jedyną osobą, która napisała o idei odtworzenia Ceramiki Szczecińskiej we właściwy sposób: bez przekłamań, tak po prostu NORMALNIE. Dziękuję
Jola Mazur
23 listopada 2012 - 15:09 -
Pani Aniu, to ja dziękuję za tak miły wpis, ciekawy pokaz i za Ceramikę Szczecińską.