Baby z wozu, czyli Rowerowy Dzień Kobiet!
Kiedy fabryki rajstop robią 300% normy, a każdy goździk pachnie towarzyszem Gomułką to jest tylko jedno wytłumaczenie: mamy święto kobiet.
Dawniej elegancko ufryzowani mężczyźni szybko zrywali się ze swych stanowisk, a czasem jeszcze w zakładowej przerwie, w pędzie zdążali do pań, by wypełnić swój obowiązek – klasycznie z goździkiem i rajstopami pod pachą. No i kawalkadą życzeń, które były tak postępowe jak sama Polska Ludowa. A dziś? Jak to się robi teraz, po naszemu, po szczecińsku?
W kwiaciarniach od stężenia testosteronu powietrze gęstnieje i ponoć kobiety mdleją na ulicach – oszołomione (widziałam z okien!), w restauracjach i kinach wolnego miejsca nie znajdziesz, zakupioną biżuterię liczy się w tonach, a na kobiecym ciele ląduje zmysłowa bielizna (rzecz jasna równie szybko z niego spada). Oprócz tego spece od sprzedaży oferują zniżki, rabaty i promocje dla pań, a czasem można zostać uraczoną sms-em ze zniżką na serum do modelacji biustu (po 60-tce rozważę tę opcję, ale nie teraz). I o ile to wszystko to jak scenka rodzajowa z całej Polski, w Szczecinie kolejny raz zaskakują. Nie panowie, bo ci są przewidywalni. Kobiety. Baby na rowerach zebrały się, żeby w ten szczególny dzień aktywnie uczcić swoje święto. A sprawcą całego zamieszania był sklep rowerowy „MAD BIKE” i niezastąpiona pani Joanna Olszowska.
Plan był prosty: 38 km na dwóch kółkach w towarzystwie płci pięknej. Czego więcej potrzeba do szczęścia? Może idealnej pogody, ale tę już wcześniej zamówiono. Wydarzenie utworzone na facebooku nie zapowiadało aż tak ogromnego przybycia, choć liczba deklarowanych uczestniczek wzrastała z minuty na minutę. I stało się, w III edycji Rowerowego Dnia Kobiet padł rekord- na Plac Lotników przyjechało 115 rowerzystek. Małe dziewczynki i dojrzałe kobiety, na sportowo i bardziej oficjalnie, z plecakami i torbami, ale bez kopertówek. Szpilek moje oko nie zarejestrowało.
– Rowerowy Dzień Kobiet to wycieczka dla pań, której celem było zintegrowanie rowerzystek. Chcieliśmy stworzyć inicjatywę, która połączyłaby aktywne kobiety, na takich wycieczkach panie się poznają, a potem razem umawiają na wyjazdy. Nie oszukujmy się, inaczej jeździ się w męskim gronie, czasami tempo jazdy zbyt szybkie, a poza tym nie wszystkie kobiety lubią samotną jazdę. Alternatywą jest Rowerowy Dzień Kobiet. A potem co miesiąc spotykamy się na Masie Krytycznej w naszym mieście- mówi koordynatorka akcji, pracownik sklepu „MAD BIKE” pani Joanna Olszowska.
Na rowerowej ścieżce czekało sporo atrakcji. Już na samym starcie pojawił się Cafe Rower, który raczył uczestniczki pysznościami w stanie ciekłym (i choć miałam kawę w termosie, moje serce już zostało podbite). Krótka pogadanka, otwarcie imprezy i ruszamy! Błyskawicznie omijamy Plac Grunwaldzki i każde przejście dla pieszych, które jest ubezpieczane przez panów z Towarzystwa Rowerowego STRADA – z Grupy ENEA. Jako, że zdjęcie pod Urzędem Miasta stało się prawie tak popularne jak „selfie” na Instagramie, drogie Panie, mamy to!
Po krótkiej przejażdżce swoje bramy otworzyło dla nas Muzeum Techniki i Komunikacji w Szczecinie. „Rumaki „czekały przed wejściem, my zaś z darmowymi biletami w rękach zaczęłyśmy zwiedzanie.
Jeśli ktoś kocha szeroko pojęty oldschool to właśnie znalazł się w raju. Ale i dla mniej zmotoryzowanych pań wystawa okazała się interesująca. Tramwaje na korbę, legendarna Warszawa czy autobus Jelcz, którym podróżował „Brunet”, niekoniecznie wieczorową porą – zachwycały, budząc nutkę tęsknoty za minionymi czasami. Mnie najbardziej przypadła do gustu „Alba” – muzealna damka, wyprodukowana w latach 20-tych ubiegłego wieku z niską ramą i osłonami na koła, które miały zapobiegać wkręcaniu się spódnicy. No i miętowa „Osa”.
Zaczęło się fotografowanie, wsiadanie i wysiadanie do aut, dotykanie karoserii i śmiganie palcami po lakierze, a zasłyszany damski komentarz nie zdziwił wcale: „tylko weź zrób tak, żebym wyszła szczupło”.
Po zachwytach nad cudami techniki udałyśmy się w dalszą drogę, przez Arkonkę, Pilchowo do Sławoszewa. Wszystko poszło sprawnie, odbyło się bez złamań, otarć czy demolki rowerów, chociaż… mi na tym odcinku akurat zalało telefon, o czym przekonałam się na miejscu. Mokry portfel? Polecam najszybszą metodę reanimacyjną. Producent butelek z filtrem węglowym vs. moje gapiostwo- nie mam pytań.
Uczestniczki przyjechały z różnych dzielnic Szczecina, a jak się dowiedziałam od Pani Patrycji- również z Polic (klub rowerowy SAMA RAMA) czy Bartoszewa. W akcji brali również udział „Niewidomi na tandemach”, asekurowani przez opiekunów. W Zajeździe „Zjawa” czekały na nas iście kobiece potrawy: „wojskowy wiatropęd”, „mięso na płocie” i „gleborzut”. Nie było sensu zastanawiać się nad etymologią, kiedy w brzuchu burczy. Na szczęście znalazły się również ruskie pierogi, które stały się hitem.
Podczas biesiadowania krótką prelekcję wygłosiła pani Beata Kłosowska-Szewc z Klubu Karate FUNAKOSHIDO na temat samoobrony dla kobiet. Można było również spróbować własnych sił. Ratownicy z Grupy ENEA przypomnieli zasady udzielania pierwszej pomocy w razie wypadku rowerowego.
Na zakończenie akcji – niespodzianka. Losowanie nagród, które pani Joanna uzyskała od sponsorów. Założenie było takie, aby każda z pań wyszła z drobnym upominkiem, w końcu to dzień kobiet… Ustawiła się długa kolejka, rozdano vouchery na ściankę wspinaczkową, sesje fotograficzne, ale także rękodzieło, książki czy biżuterię hand made. Uśmiech zagościł na twarzy każdej z pań. Powrót oczywiście był na rowerach.
Gratulujemy inicjatywy i zaangażowania organizatorom i życzymy jeszcze większej frekwencji za rok. Kwiatki zwiędły, rajstopy się podarły, a nasze „szprychówki” wciąż na rowerach.
Dziękuję za użyczenie zdjęć panom: Jarkowi Bawelskiemu, Bodkowi Macalowi oraz „Siwobrodemu” (http://siwobrody.bikestats.pl)
Trendix
17 marca 2014 - 13:56 -
Bardzo fajna impreza i super z niej relacja :)