Kolory ludzkiego głosu i muzyczny dialog

Czyli Witloof Bay Live i „misterioso” po raz trzeci.

W tym tygodniu dużo się działo w szczecińskiej Filharmonii…

misterioso

Począwszy od 21 stycznia, kiedy to na scenie pojawiła się trójka muzyków… Koncert z cyklu misterioso, kameralny, w małej, tak zwanej Księżycowej Sali (ze względu na swoją oryginalną akustykę). Zaprezentowali się nam p. Sławomir Wilk (fortepian), p. Krzysztof Krzyżewski (klarnet) i p. Ewa Leszczyńska (sopran). Konferansjerka przypadła p. Piotrowi Urbańskiemu.
Ten wieczór należał do dwóch (a w końcówce – trzech) instrumentów – do niezwykłego dialogu, jaki prowadziły między sobą, prezentując się w muzyce Brahmsa (II Sonata klarnetowa Es-dur op. 120/2), Schumanna (Drei Fantasiestucke op. 73) i w końcu – Schuberta (Die Hirt auf dem Felsen). Repertuar był bardzo spójny, nie męczył słuchacza, a wręcz przeciwnie – intrygował i momentami zaskakiwał. Pan Krzysztof Krzyżewski z wielką pasją prowadził melodię, grał ekspresyjnie, z wyczuciem. W trzeciej odsłonie pojawił się trzeci instrument – głos, który również włączył się do muzycznej rozmowy. I tak słyszeliśmy dźwięki fortepianu, klarnetu (porównywanego brzmieniowo do ludzkiego głosu) i sopranu.

Koncert był kameralny. Taka też była na nim atmosfera. Nieco wyciszona (też z uwagi na rejestracje koncertu dla potrzeb przewodu doktorskiego p. Krzyżewskiego (trzymamy kciuki!)), ale chyba właśnie tak powinny wyglądać tego typu spotkania muzyczne…

10856645_909612719098697_8581811164762876421_o

Z kolei zmiana klimatu przyszła 23 stycznia. Kiedy to, już w Sali symfonicznej, słynnej Złotej Sali pojawiła się grupa muzyków Witloof Bay. Tym razem instrumentami były jedynie głosy solistów. Na potrzeby koncertu pojawiły się ekrany, nieco zmieniające brzmienie dźwięku (niewątpliwie na korzyść). Poza tym – na scenie był jedynie sekstet belgijskich muzyków. To właśnie ta grupa reprezentowała Belgię na konkursie Eurowizji w 2011 roku. Zaprezentowało się nam sześcioro solistów – pięć głosów (Mathilde Servin – sopran, Florence Huby – mezzosopran, Nicolas Dorian – tenor, Benoit Giaux – baryton, Eteinne Debaisieux – bas ) i beatboxer (Stijn Bearelle). Wbrew pozorom – nie był to pokaz arii operowych (jak, nie znając tej grupy, można by pomyśleć, patrząc na głosy), ale muzyki bardziej klubowej, popularnej.

WBL

Muzycy wykonywali autorskie utwory, sięgając także do klasyki muzyki rozrywkowej. Zabrali nas na podróż po zakątkach Belgii, w towarzystwie francuskich dźwięków. Przypomnieli o tym, że wszystko kiedyś się skończy, zwracając uwagę na ulotność chwili. Na chwilę porwali nas do tańca, a w drugiej części koncertu pokazali nam jak umiejętnie przedstawić Divę, jednocześnie jej nie parodiując – czyli zaprezentowali utwory z repertuaru m.in. Edit Piaf, Madonny, Celine Dion (i słynny motyw z Titanica), Adele czy Lady Gagi. Nicolas umiejętnie naśladował wokale i stylistykę poszczególnych „Div” (z ruchem scenicznym włącznie). Wywołał salwy śmiechu i jednocześnie duży podziw dla swoich umiejętności…

10498590_909612722432030_2771746060233450413_o

Przez chwilę zrobiło się nieco poważniej – za sprawą utworu Change the World (coveru Erica Claptona), ale tylko na moment. Bo już w końcówce – cała sala śpiewała z muzykami. Nie zabrakło również chwili dla beatboxera (solowego popisu), który został nagrodzony gromkimi brawami.

Koncert zakończył się miksem utworów Michaela Jacksona (w hołdzie Królowi Popu), a na bis – znów usłyszeliśmy belgijsko- francuską wariację.

Zespół został bardzo ciepło przyjęty. Atmosfera koncertu była bardziej „plenerowa” niż „filharmonijna”. Soliści świetnie nawiązywali kontakt z publicznością, która odwdzięczała się akompaniamentem (w postaci braw) przy poszczególnych utworach. Na koniec – standing ovation. Wzruszenie muzyków, podziękowania i obietnica ponownego przyjazdu do Polski (nadmieńmy, że był to pierwszy koncert Witloof Bay w Polsce).
Spektakl niewątpliwie warty zobaczenia. Gra świateł, głosów i do tego ciekawa choreografia. Koncert z repertuaru tych mniej klasycznych, ale mimo to jak najbardziej pasujący do akustyki filharmonii. Pokazał jak sześć głosów, śpiewających (jeden beatbox’ujący) a cappella, może stworzyć wrażenie całej orkiestry. Widać- można i było to bardzo ciekawe doświadczenie.

*Użyte zdjęcia pochodzą ze strony i materiałów szczecińskiej Filharmonii.

 

O autorze

avatar

dellatraviata

Szczecin jest moim miastem. Mimo wielu wad ma też swoje zalety. Może nie jest ośrodkiem kulturalnym na mapie Polski (jeszcze), ale się stara. Potrafi mnie zaskakiwać i uczy cierpliwości. Spróbuję Wam pokazać jego (być może) mniej znaną- muzyczną stronę:)