o tym ile czytamy i dlaczego tak mało oraz o wędrujących książkach
O tym, że książek i prasy czytamy coraz mniej wiemy wszyscy. Raporty Biblioteki Narodowej z roku na rok przytłaczają coraz bardziej- 56% Polaków nie zagląda do żadnych książek, nawet kucharskich czy słowników, a 46% z nas nie czytuje nie tylko książek, ale nawet artykułów czy opowiadań przekraczających trzy strony…
Cóż, statystyki kłują w oczy i to dość mocno. Większość z nas tłumaczy się brakiem czasu na lekturę, jednak nie tylko o czas tu chodzi. Głównym problemem jest to, że my ludzie XXI wieku jesteśmy jakby wyłączeni z kultury pisma. Nie tylko nie sięgamy po książki, ale czytamy także coraz mniej gazet. Dużo łatwiej niż słowo pisane przyswajamy treści audiowizualne – zdjęcia czy krótkie filmy. Jest to w pewnym sensie ‚pójście na łatwiznę’, w takiej formie wszystko mamy podane jak na tacy, przyswajamy gotowe, spreparowane treści. Warto jednak włożyć trochę więcej wysiłku i czytając pobudzić własną wyobraźnię i samemu kreować miejsca i osoby, które opisuje autor. Warto też dokonać samodzielnej interpretacji, a nie tylko przyswajać krótkie i przefiltrowane informacje.
Kolejnym istotnym problemem jest kryzys książek w tradycyjnej papierowej formie i gazety rezygnujące z wydań papierowych na rzecz tych elektronicznych. Ja, mimo młodego wieku, z wszelkimi urządzeniami elektronicznymi radzę sobie, mówiąc łagodnie – nie najlepiej i nie jestem ich wielką zwolenniczką. Mimo tego nie wyobrażam sobie życia bez komputera, gdyż jest to zdecydowanie najszybsze źródło wszelkich informacji i niesamowite udogodnienie. Jeśli jednak chodzi o książki czy gazety to zawsze wybiorę je w formie tradycyjnej – na papierze. Niech książka pozostanie książką, a nie ebookiem. Książką w całej swojej okazałości – z okładką, namacalną grubością, zadrukowanymi stronami, a nie zwykłym plikiem na komputerze. Co do gazet to przyznaje, że zdarza mi się czytać ich elektroniczne wydania, jednak jest to tylko dodatek, bo nigdy nie odejdę od wydań papierowych. Może jestem trochę staroświecka, może dla niektórych nawet zacofana, ale nigdy nie zrezygnuje z uroku porannej kawy i zapachu świeżego jeszcze tuszu, zapełniającego kolejne strony najświeższymi informacjami.
Poruszając ten temat chciałabym przypomnieć i może trochę przywrócić do życia popularną jakiś czas temu akcję – bookcrossing. Popularne na całym świecie od wielu lat tzw. uwalnianie książek w Polsce swój boom miało w 2003 roku. Uwalnianie książek polega na pozostawianiu ich w specjalnie wyznaczonych do tego miejscach, na tzw. półkach by ktoś mógł je przeczytać i przekazać dalej. Półki, na których możemy znaleźć uwolnione książki mogą znajdować się naprawdę wszędzie. Może to być zwykła ławka w parku, konkretne siedzenie w jednym z autobusów czy miejsce na jednym z miejskich skwerów. Jest to tworzenie ruchomej biblioteki, która wspaniale wpisuje się w miejską przestrzeń. Lokalizację półek możemy znaleźć na stronie projektu – bookcorssing.pl .
Swego czasu w Szczecinie półek było naprawdę sporo, od Wałów Chrobrego poprzez Jasne Błonia i kładkę na Wyszyńskiego aż po przystanek Wilcza Wiadukt. Obecnie większość z nich już nie działa, zostało tylko parę. Żyją własnym życiem i przekazują kolejnym czytelnikom pozostawiane na nich lektury. Jedną z najaktywniejszych jest półka na placu Grunwaldzkim, na jednym ze stolików.
Mimo, że ta idea ma już za sobą swój złoty wiek to myślę, że warto o niej przypomnieć i przywrócić ją do życia. Wiem, że to dość mocno optymistyczna wizja, ale kto wie może właśnie dzięki niej przy następnym badaniu czytelnictwa wynik będzie choć odrobinę lepszy?
fot. ze strony www.gadzetomania.pl
kotus
9 kwietnia 2013 - 19:36 -
Ciekawe ile % ludzi to przeczytalo??
kotus
9 kwietnia 2013 - 20:17 -
Bardzo dobrze, że taki odsetek nie czyta ksiazek:
1) im wiecej debili tym wieksze szanse, ze czlowiek oczytany(w tym przypadku,ja! ) korzystniej wyglada na ich tle.
2)lepsza gadana, lepsza praca, ciekawsza perspektywa życia
3)a Ci inteligentnie skarlowaciali niech pozostana pajacami na tej ziemi… oni juz nic nie zmienia, poza wygooglowaniem pojecia „książka” w formie zdjęcia, bo oczywiscie nie chce im się czytac, czym jest ksiazka!
tak na marginesie, gratuluje pani redaktor skladni i bardzo dobrego doboru slow. Jestem przekonany, że czytlenicy sa pod wrazeniem :p
Panterka
9 kwietnia 2013 - 21:23 -
Za bookcrossingiem nie przepadałam. Nie lubiłam zostawiać książek na przykładowej ławce i skazywać je na niepewny los – a może zacznie padać, albo połakomi się na nie jakiś menel, żeby kartkami załatać sobie dziurę w bucie, bo nie zdążył na poranne rozdanie „Metra”? Poza tym było to nieco pracochłonne – zarejestrować się na stronie, wpisać dane książki, wydrukować i nakleić wizytówkę… Nie, za dużo z tym bawienia.
W Szczecinie działają „wędrujące książki”. W Domku Grabarza i Inkubatorze Kultury działają „wolne wypożyczalnie” – książkę można przeczytać na miejscu lub zabrać do domu. Można też przynieść i zostawić książkę z własnej półki, gdyż na tej zasadzie Free Book Zone funkcjonuje. W kawiarniach Columbus była swego czasu akcja „kawa za książkę” – dostawało się darmową kawę, gdy przyniosło się książkę. W biblioteczkach Columbusa można znaleźć sporo ciekawych pozycji.
Co pół roku (teraz 27 kwietnia) odbywa się Kiermasz Książki Przeczytanej, organizowanej przez Szczecin Czyta i Teatr „Pleciuga”. Raz zawędrowała do nas inicjatywa „book-change” – możesz wynieść tyle książek, ile przyniosłeś na wymianę. Akcja świetna i szkoda, że teraz nikt się nie podejmuje jej powtórzenia.
Książka żyje i bardzo nie chce stać na półce. :-)
aneta
10 kwietnia 2013 - 13:30 -
Wydaje mi się, że ludzie nie bardzo pojmują tą ideę wędrujących książek, zwłaszcza starsi dziwnie patrzą, jak się zostawi książkę w autobusie czy na ławce w parku. Częściej takie książki wylądują w koszu niż trafią w ręce czytelnika. Ta free book zone, to rzeczywiście fajne miejsce, dowiedziałam się o niej przypadkiem. Po przeprowadzce na małe błonia szukałam różnych klimatycznych miejsc w szczecinie i trafiłam na to. Przy okazji postanowiłam zrobić totalny porządek w moich zbiorach książkowych. Stwierdziłam, że nie będę zagracać nowego lokum zbędnymi rzeczami i zaniosłam niepotrzebne pozycje do tej strefy książki. Przynajmniej nie odejdą w zapomnienie… Może by rzucić taki pomysł oddawania książek na jednym ze spotkań mieszkańców? Myślę, że paru chętnych by się znalazło… Przecież im więcej książek oddadzą, tym więcej ciekawych pozycji będzie można pożyczyć.
aletniowska
10 kwietnia 2013 - 22:44 -
Przede wszystkim dzięki za dopełnienie teamtu ;) jeśli chodzi o bookcrossing to mi akurat ta inicjatywa przypadła do gustu, ale zgadzam się że book-change to dużo lepsze i że tak powiem efektywniejsze rozwiązanie. Niestety akurat w Szczecinie nie miałam okazji się z tym spotkać, a szkoda. Hmm.. W zasadzie czemu by nie spróbować zorganizować takiej akcji ? Dzięki za natchnienie! Postaram się coś zdziałać, nic nie obiecuję, ale może się uda !
Pozdr
J