Początek roku to czas na zmianę

Noworoczne postanowienia to popularny temat na przełomie grudnia i stycznia. Niebawem ucichnie, ale wcześniej przyczyni się do zwiększenia dochodów z karnetów na siłownię i środków wspomagających rzucenie palenia.

Osobiście od kilku lat staram się coś postanawiać i nawet trwam w realizacji dłużej niż dwa tygodnie. Symboliczny początek to przecież najlepszy ku temu moment.

                                                                                                                                                            

Pewne przemyślenia tułały się po mojej głowie od dłuższego czasu, ale dopiero rozmowy ze znajomymi pchnęły mnie ku temu, by coś z nimi zrobić. Albo chociaż coś postanowić. Postanowienie na 2013 rok mojej przyjaciółki Ani to ograniczenie konsumpcji. Nie, nie chodzi tu o przejście na dietę. Chodzi o to, by kupować mniej, przede wszystkim ubrań, kosmetyków, gadżetów. Dokonywać bardziej świadomych wyborów, postawić na jakość a nie na ilość, ograniczyć ilość zbędnych przedmiotów w których posiadanie wchodzimy pod wpływem impulsu.  Jest to idea o której głośno od kilku lat, powstają książki na ten temat a nawet ruchy promujące minimalizm. Ale nie popadajmy w radykalizm, chodzi po prostu o to, żeby na chwilę się zatrzymać i zastanowić. Może przyczyną jest kryzys ekonomiczny a może po prostu głos rozsądku: kupowanie stało się receptą na wszystko a obrastanie w rzeczy ma dać nam poczucie bezpieczeństwa. Tymczasem badania dowodzą, że posiadanie coraz większej ilości gadżetów wcale nie czyni nas szczęśliwszymi, wręcz przeciwnie – wpływa negatywnie na relacje międzyludzkie.

W rozmowie z Anią ustaliłyśmy kilka celów na nowy rok: po pierwsze, ograniczenie ilości rzeczy. Szafy, szafki, wszystko przepełnione do granic możliwości. Nienoszone ciuchy, nieużywane kosmetyki, stare numery magazynów, notatki ze studiów, bibeloty – czy to się faktycznie kiedyś przyda, czy tylko ogranicza nam przestrzeń w mieszkaniu i sprawia, że niczego nie możemy znaleźć? Obie stwierdziłyśmy, że mamy w szafie ubrania, których nie nosimy, bo nie widzimy ich pod stertą innych. Ktoś mądry kiedyś powiedział: jeśli nie założyłeś czegoś przez rok, już tego nie założysz. I chyba coś w tym jest. Ale wiadomo, szkoda wyrzucić. Trochę mniej szkoda, gdy pomyśli się o potrzebujących: są przecież ludzie, którym te nienoszone, ale niezniszczone ubrania jeszcze się przydadzą a nawet mogą sprawić sporo radości. Już nie próbuję wciskać rzeczy, które miałam raz na sobie przyjaciółkom – one mają ten sam problem i również notorycznie chcą mi coś oddać a ja nie chcę brać, bo przecież sama mam za dużo. Teraz więc lekcja na przyszłość: kupować rozsądniej. Pomyśleć, co już mam: może nie muszę kupować odtwarzacza mp3, bo mam tę funkcję w telefonie. Naprawić stare rzeczy, zamiast wyrzucać, skrócić w końcu nienoszoną spódnicę zamiast kupować podobną. Nie dać się ponieść Super Okazjom, Mega Ofertom i Wielkim Obniżkom. Bo przecież naprawdę tego nie potrzebuję, nawet jeśli kosztuje jedynie 15 złotych. Lepiej kupić jedną parę butów dobrej jakości, które spełniają moje oczekiwania i posłużą długo, niż trzy byle jakie, które nie wytrzymają sezonu. No właśnie, jakość i skład. Świadomość, jak długo dany produkt, czy nawet torba, w które przyniesiemy go do domu, będzie się rozkładał. Szalona konsumpcja nie sprzyja naszemu środowisku.

Na koniec, kraj produkcji. Myślę, że niewiele osób szuka polskich produktów. W niektórych krajach jest inaczej, na przykład dla Norwegów to, czy dana rzecz została wyprodukowana w Norwegii ma kluczowe znaczenie. Nie zawsze się da, ale tam, gdzie jest to możliwe, wybierajmy polskie. Kupujmy lokalne produkty, wspierajmy polskie firmy, te małe mające wśród swoich produktów „domowe” przetwory, miody, wędliny. Nawet, gdy czasem wychodzi drożej. Oszczędzając na ilości, możemy zainwestować nieco więcej w jakość. Mniej znaczy więcej – zobaczymy jak długo uda mi się wytrwać w tym postanowieniu.

  Obrazek: http://99luftballons-by-alix.blogspot.com/

O autorze

avatar

azielinska

Uwielbiam obserwować i komentować otaczającą mnie rzeczywistość. Chcę dzielić się moimi spostrzeżeniami z innymi ludźmi, a także uczestniczyć w dialogu z innymi mieszkańcami mojego miasta, którzy mają podobne lub całkiem inne spostrzeżenia. Jestem dumna, gdy widzę, że w moim mieście dzieje się coś ciekawego i uważam, że powinno się o tym mówić jak najwięcej. Ale pewne zjawiska wymagają też krytycznego spojrzenia albo chociaż przyjęcia z dużą dozą czarnego humoru. Pisałam do szczecińskiego magazynu Strefa Kobiet, obecnie od czasu do czasu do Szczecin in Progress oraz na blogu Ruszmy Szczecin. Piszę głównie o modzie i różnych zjawiskach wokół niej, ale także o stylu życia i wszystkim innym, co wyda mi się interesujące.