Trening uczynił mistrza

Nie mówi, że to on ”panuje nad tym miastem”, chociaż mógłby. Jest skromny. Jest Mistrzem Świata. Tym, którzy go jeszcze nie znają, przedstawiam: Paweł Nędzi, mistrz w jiu-jitsu. Reprezentant Berserkers Team Szczecin.

Wita mnie w koszulce z napisem jiu-jitsu, na wewnetrznej stronie ramienia wytatuowane logo Berserkerów. W salonie imponująca kolekcja medali i pucharów, na suszarce świeżo wyprane gi (kimono).

-No to co byś chciała wiedzieć? – pyta.

-Najlepiej wszystko i od początku – odpowiadam.

Nie ma osiągnięć bez ciężkiej pracy. Naprawdę ciężkiej. Paweł zaczął trenować w drugiej klasie podstawówki. Przez kilka lat była to piłka nożna, grał w Chemiku Police. Zrezygnowal z futbolu na rzecz boksu tajskiego. W wieku 17 lat zakochał się w brazylijskim jiu-jitsu i wszystko wskazuje na to, że to miłość po grób.

– W piłce nożnej nie odpowiadało mi to, że nie wszystko zależy ode mnie, że liczy się praca zespołowa – mówi Paweł. – A ja lubię mieć na coś wpływ, kiedy moja ciężka praca przynosi efekty. W końcu odnalazłem swoje miejsce trenując jiu-jitsu w Berserkerach.

-Jak tam trafiłeś?

-Pierwszy dzień liceum. Poznałem Michała, rudowłosego chłopaka. Tego dnia pewna dziewczyna naśmiewała się z koloru jego włosów, dołączył do niej chłopak, któremu Michał nie podpasował z niewiadomego powodu. Wymiana zdań, wyzwiska, na które Michał nie zareagował. Agresor rzucił się na niego z łapami. Mój kolega pełen spokoju, jednym ruchem obezwładnił napastnika. Ja stałem zszokowany, pełen podziwu. Zapytałem, gdzie się tego nauczył. Zaprowadził mnie do Berserkerów. Tam już zostałem.

Paweł obecnie mieszka w Szczecinie, ale gdy zaczynał trenować, 3 razy w tygodniu dojeżdżał z Polic.

– Często zdarzało się tak, że kiedy rano wychodziłem do szkoły, do domu wracałem po 21:00. Nie stać mnie było na kimono. Moje pierwsze gi dostałem od wspaniałego trenera, Andrzeja Rambo Domagały. Robił niewiarygodnie wyczerpujące treningi, ale umiał docenić charakter zawodnika.

Paweł przyznaje, że miał szczęście trafić na niesamowitych trenerów. Jego drugim mistrzem był Robert Turbo Siedziako: – Robert robił najcięższe treningi kondycyjne, jakie możesz sobie wyobrazić. Za każdym razem, kiedy miałem już dość mówił, że śmiało mogę iść do domu, ale mam stanąć na podeście, ubrać stringi i krzyknąć, że jestem dziewczynką. Nigdy tego nie zrobiłem, zapewne dlatego dzisiaj tyle osiągnąłem.

fot. Marek Wiczek

Od 4 lat trenerem Pawła jest Piotr Bagi Bagiński.

– Dzieki Bagiemu jestem tym, kim jestem. Zawdzięczam mu wszystkie zdobyte medale. To on umiał sprawić, że podczas walki, gdy już dosłownie mdlałem z wyczerpania, odnajdywałem w sobie jakieś nadludzkie moce i walczyłem do samego końca. Te cudem odnalezione w sobie pokłady energii często przeważały nad zwycięstwem podczas zawodów. Dzięki niemu cały czas podnoszę sobie poprzeczkę, co owocuje nieustannym progresem i osiągnięciami.

A osiągnięcia Pawła są imponujące:

W Mistrzostwach Polski i Pucharze Polski w brazylijskim jiu-jitsu oraz w Mistrzostwach Polski w Submission Fighting (walka bez kimon) osiągnął wiele. Tylko w tym roku zwyciężył w Pucharze Polski w kategorii elita (połączenie brązowych i czarnych pasów). Walczył z brązowym pasem, pokonał przeciwnika z czarnym. W MP w brazylijskim jiu-jitsu zdobył złoty medal. Ale najbardziej dumny jest ze zdobytego w tym roku wicemistrzostwa Europy w Grapplingu oraz ubiegłorocznego mistrzostwa świata w tej samej dziedzinie.

– Grappling to prawie to samo co jiu-jitsu, tylko z innym przelicznikiem punktów i krótszym czasem walki, przez co jest ona bardziej dynamiczna i atrakcyjniej wygląda. Dyscyplina została stworzona na potrzeby igrzysk olimpijskich, ale niestety z braku pieniędzy umarła śmiercią naturalną. Bardzo nad tym ubolewam, ponieważ miałem zapewnione miejsce w kadrze Polski. Nic tak nie motywuje, jak walka z orłem na piersi. Niestety, marzenia o olimpiadzie muszę odłożyć na bok.

Podobnie na bok Paweł odkłada marzenia o walkach z najlepszymi zawodnikami za granicą. Mimo wielu imponujących osiągnięć i setek tysięcy godzin ciężkiej pracy, nierzadko skukującej różnego rodzaju kontuzjami, do tej pory zawodnicy finansują sobie wszystko sami.

– Zawsze uważałem, że sponsorzy zainteresują się mną dzięki moim wysokim wynikom. Jednak nigdy o nich nie zabiegałem. Jednak to boli, kiedy wszystkie pieniądze pompowane są w piłkę nożną, a o innych dyscyplinach sportu nikt nie pamięta. Niestety, przez polską mentalność to się prędko nie zmieni.

Pawła boli też brak wiedzy ludzi. Pewien mężczyzna przyszedł do klubu Berserkerów i chciał zapisać swojego syna na… KSW!

– Dasz wiarę? Na KSW… Oczywiście chodziło mu o MMA, ale ludzie tego nie rozróżniają. KSW to organizacja zrzeszająca zawodników MMA. Straszne jest też to, że najsłynniejszym zawodnikiem MMA w Polsce jest Pudzian, który tak naprawdę jest nikim (nikogo nie obrażając), jeśli chodzi o ten sport. Podziwiać natomiast należałoby np. Materlę czy Khalidowa.

YouTube Preview Image

Pytam o plany na przyszłość, gdy już osiągnie wszystko. Odpowiada:

– Nigdy nie ma tak, że się osiągnęło wszystko. Zawsze są cele do zrealizowania, marzenia do spełnienia. Moim największym marzeniem jest medal na mundialu w czarnych pasach.

Od trzech lat Paweł trenuje średnio 8 razy w tygoniu. Jego zwykły dzień zaczyna się o 7:30.

– Najpierw zdrowe śniadanie, później trening na siłowni, następnie praca (bo trzeba z czegoś żyć) i po południu kolejny trening. Tym razem już na matach: rozgrzewka, siłowy z partnerem, walki, doskonalenie technik.

Jak każdy prawdziwy sportowiec dba o dietę. Jest także trenerem personalnym. A kiedy znajduje czas na odpoczynek, przerwę?

– Od 3 lat miałem wolnego łącznie może 3 tygodnie. Nieliczne wolne chwile najchetniej spędzam z moją dziewczyną kolegami lub grając na konsoli. Ale za nic w świecie nie zrezygnowałbym z trenigów, z Berserkerów. Byłbym wtedy nieszczęśliwy, jiu-jitsu to moja pasja, a więc moje życie. Chcę być czynnym zawodnikiem do jego końca.

fot. Piotr Pedziszewski

* Berserker’s Team to ośmiokrotni drużynowi Mistrzowie Polski w brazylijskim jiu-jitsu i siedmiokrotni zdobywcy tego tytułu w submission. Ich główna siedziba mieści się w Szczecinie przy ulicy Kolumba 5. Każdy, kto chce spróbować swoich sił w MMA, jiu-jitsu czy boksie, będzie tam mile widziany. Niezależnie od wieku, płci i umiejętności.

* zdjęcia: 1. i 2.- Marek Wilczek, 3.- Piotr Pedziszewski

O autorze

avatar

Monika Filipowicz

Chociaż lubię sprawdzać, czy lepiej jest tam, gdzie mnie nie ma, to wiem, że powrót do rodzinnego Szczecina zawsze jest dobry :) Nigdzie nie ma tylu krokusów wiosną, nigdzie tak nie pachnie czekoladą. Zgadzam się z tym, że tam dom twój, gdzie serce twoje. Moje bije w Szczecinie - tam zawsze będę wracać (tak samo często, jak wyjeżdżać - by poznawać świat! )