Akustyczniowo – młodzieńczy power Namy

W dzisiejszych czasach koncerty rockowe są coraz bardziej ugrzecznione. Może to sprawa coraz większego ukulturalnienia muzycznych wygibasów na scenie, a może nowego pokolenia słuchaczy – zdecydowanie spokojniejszego niż buntownicy ze starszych generacji. Mimo tego, że i Ja również należę do ów pokolenia, to zawsze cieszę się, gdy atmosfera na koncertach jest bardziej żywa. Można sobie wówczas poskakać i nikt nie patrzy na Ciebie jak na uciekiniera z zakładu psychiatrycznego. Na pewno z tego względu bardzo dobrze zapamiętam koncert, o którym dziś mam zamiar napisać – wybawiłem się jak nigdy dotąd!

8 stycznia 2014 roku udałem się na koncert młodej, szczecińskiej kapeli – Namy – organizowanego w ramach festiwalu Akustyczeń, w czasie którego przez ponad trzy miesiące mieszkańcy naszego miasta  będą mieli okazję zobaczyć gamę niesamowitych wykonawców na kameralnych, klimatycznych koncertach. Kiedy okazało się, że będę miał możliwość zdobyć wejściówkę  na ich występ, bardzo się ucieszyłem, gdyż co nieco już o nich słyszałem. Były to głównie same superlatywy, wypowiadane przez znajomych, co jeszcze bardziej podsycało moją ciekawość. W końcu znalazłem się w Rocker Clubie (nazywanym zwykle „Rockerem”) i wyczekiwałem, aby zobaczyć, co jest warte to „wychwalane przez wszystkich Namy”. Zatrzymując się jeszcze na moment przy samym zespole – z pewnych względów nie tylko dla mnie był to ich pierwszy występ na żywo. Otóż przed większą widownią stanęła po raz pierwszy zupełnie nowa wokalistka – Iga Kiryluk. Jak dla mnie sprawdziła się w tej roli doskonale! Pogodna, utrzymująca kontakt z publicznością i z wyśmienitym wokalem. Przy okazji chciałbym bardzo pochwalić „Rockera” za doskonałe nagłośnienie koncertu – już od dawna nie byłem na tak dobrze zrealizowanym gigu.

W skład zaprezentowanego materiału wchodziły w dużej mierze piosenki z debiutanckiej EP-ki zespołu, wydanej w listopadzie 2012 roku, którą wkrótce potem bardzo skutecznie grupa promowała przez cały kolejny rok, co zaowocowało między innymi wyróżnieniem na Hard Rock Rising w warszawskim Hard Rock Cafe oraz zajęciem drugiego miejsca na przeglądzie szczecińskich kapel „Made in Szczecin”. Całość zagrana została w akustycznych wersjach, które nadawały drapieżnym utworom jeszcze ciekawszego klimatu. Zaczęło się od nostalgicznego, aczkolwiek szybkiego „Recluse”, przy którym pośród publiczności od samego początku dało się dostrzec ogromne pokłady energii. Potem było już tylko lepiej – mimo kameralno-akustycznego charakteru koncertu, nie dało się w trakcie jego trwania stać w jednym miejscu i nie wciągnąć się w wir koncertowego szaleństwa. Wszyscy bawili się fenomenalnie. Byłem już na wielu koncertach, ale na niewielu czułem tak pozytywną i szaloną energię. Z całej setlisty urzekły mnie „OK” – najmocniejszy, najbardziej energiczny kawałek – oraz „Sorry Guys”– chyba najsmutniejsza, deszczowa  piosenka zespołu. Oba utwory urzekły publiczność tak bardzo, że wszyscy skandowali, o zagranie ich ponownie w trakcie bisów (których było naprawdę sporo, gdyż słuchacze nie chcieli dać zespołowi zejść ze sceny).  Ciekawe było też mroczne, grunge’owe „Everything By Me” przywodzące na myśl stare brzmienia z Seattle. Nie zabrakło również największego hitu zespołu – „Desire”, będącego istną petardą koncertową. Grupa zagrała oprócz tego dwa covery  amerykańskiego bandu Paramore, który ewidentnie fascynuje Namy – z tych najbardziej zapadło mi w pamięć niesamowicie skoczne i jak dla mnie lepsze nawet od oryginału „That’s what you get”.

Podsumowując wszystko – szalona zabawa z rockowym pazurem, jakiej ostatnio brakuje wielu koncertom, genialny (a co więcej nasz szczeciński) zespół z mocnym repertuarem i wspaniałe aranżacje. Czego chcieć więcej? Wszelcy fani muzyki ze Szczecina za takie doświadczenia na pewno są niesamowicie wdzięczni za to, że istnienie piękna idea Akustycznia.

O autorze