„Amplituda wrażeń”
18 września 2015r. Filharmonia im. M. Karłowicza zainaugurowała sezon artystyczny. Jeśli będzie taki jak inauguracja, to, zgadzając się ze słowami Dyrektor Doroty Serwy- będzie to sezon marzeń.
Koncert inauguracyjny był niejako zapowiedzią i odzwierciedleniem nadchodzącego sezonu. Muzycznie pojawili się na nim (przez swoje kompozycje) Różycki, Wieniawski i Strauss. Było uroczyście, „wirtuozersko” i klasycznie. Nie zabrakło również Ewy Strusińskiej, za pulpitem dyrygenta i specjalnego gościa- skrzypka Guy Braunsteina.
Poloneza czas zacząć! Jak polonez to Różycki. A właściwie to jego „Polonez uroczysty”- w myśl idei- jak otwierać to najlepiej polonezem! I prawda- orkiestra, pod batutą I Dyrygenta Filharmonii (a właściwie to dyrygentki) w rytmie staropolskiego tańca wprowadziła zgromadzoną na Sali publiczność w nowy sezon szczecińskiej filharmonii. Wydaje się, że wybór utworu Różyckiego nie był też przypadkowy. Kompozytor ten znany jest jako twórca oper (drugi po Moniuszce), m.in. „Eros i Psyche”. Zapowiada to, niejako, znane głosy operowe, które pojawią się w tym sezonie „na deskach” filharmonii.
Po polonezie przyszedł czas na element ekspresyjnej wirtuozerii. Na scenie pojawia się, tuż obok Strusińskiej, Guy Braunstein (i jego skrzypce, wykonane w 1679r. przez samego Francesco Ruggieriego!). Ciszę na sali przerywają początkowe takty II Koncertu Skrzypcowego d-moll (op. 22) Wieniawskiego. Do uszu zaczynają docierać nowe dźwięki… Początkowo nieśmiałe, żeby za chwilę wybuchnąć paletą barw, wprowadzając głos skrzypiec. Ale jaki głos! Kaskady nut, jedna goni drugą, tempo utworu narasta, dźwięki nabierają wysokości, liczne „glisy” i staccata zapierają dech. Braunstein wykazuje się świetną techniką gry i rozumieniem idei Wieniawskiego. Niewielu potrafi w ten sposób wykonać ten, jeden z najtrudniejszych, koncertów skrzypcowych. Słyszymy dialog orkiestry ze skrzypcami, które grają tu, swego rodzaju, rolę narratora, przywołującego co jakiś czas główny temat utworu i wprowadzającego nowe motywy. Żeby, na koniec, nawiązać do muzyki cygańskiej i „dać się ponieść” tanecznemu żywiołowi, łącząc go z dwoma głównymi motywami, w samej kulminacji utworu. Publiczność zachwycona. Braunstein bisuje. Miał wykonać utwór na pianino i skrzypce. Ale, jak słusznie zauważył- na scenie było praktycznie całe instrumentarium, ale… bez pianina. Nie przeszkodziło to skrzypkowi, wykonał utwór a’capella, ku uciesze publiczności. Przerwa…
A po przerwie- wyczekiwana przez wszystkich Symfonia. I to nie byle jaka symfonia. Ale adekwatna do uroczystości- Symphonia domestica (op. 53) Richarda Straussa. Utwór przeznaczony na stu dziesięciu muzyków. Na scenie16 pierwszych i 16 drugich skrzypiec, 12 altówek, 10 wiolonczel, 8 kontrabasów i 2 harfy. Do tego niemal poczwórna obsada instrumentów dętych, saksofony i obój miłosny. Obecność tylu muzyków na scenie robi wrażenie! A publiczność mogła przekonać się o tym osobiście… Orkiestra, reagując na każdy ruch dyrygentki, kreuje świat Straussa. Odtwarza wizję kompozytora, motyw rodziny. Wiolonczele charakteryzują nostalgicznego ojca, skrzypce, flety i oboje- żywiołową matkę, zaś dźwięki oboju d’amore- spokojnego syna. Symfonia pełna przeplatających się motywów każdego z członków rodziny. Stopniowo włączają się kolejne, charakterystyczne instrumenty, Strusińska interpretuje dynamikę i tempo utworu w idealny wręcz sposób, prowadząc orkiestrę przez całą historię muzyczną. Chwile nostalgii, przeplatane radością, momenty spokoju, wyciszenia i wreszcie- charakterystyczne dla Straussa- kulminacyjne crescendo. Ostatnie żywiołowe takty. I cisza… Owacje. Dyrygent kolejno przedstawia poszczególne sekcje orkiestry, publiczność wstaje z miejsc….
Koncert był na miarę otwarcia nowego rozdziału w „życiu” filharmonii. Złota Sala wypełniona kaskadą dźwięków, wybitni goście, muzycy, jak zawsze- świetna organizacja, czy Dyrektor, witająca licznie przybyłych melomanów. To wszystko tworzy obraz Filharmonii jako miejsca sztuki. Sztuki tworzonej przez ludzi i dla ludzi. Nie odległej, czy wyobcowanej, ale bliskiej, dla każdego. Ten sezon ma być wyjątkowy. Repertuar obfituje w wydarzenia z udziałem największych muzyków, wirtuozów dźwięku. Nie zabraknie też nowatorskiego podejścia do muzyki jak np. przy okazji cyklu „SOUNDLAB” czy wydarzeń dla dzieci (które stały się niejako obowiązkową pozycją w repertuarze szczecińskiej filharmonii). Jedno jest pewne- każdy znajdzie tu coś dla siebie. Zapowiada się naprawdę ciekawy sezon pod znakiem „amplitudy wrażeń”!
użyte zdjęcia: fot. Bartek Barczyk
Najnowsze Komentarze
Agnieszka
Suuper. Właśnie planujemy podobną podróż stopem z
7 lat temuOla
Uwielbiam patrzeć "z góry na Szczecin"! Widoki, które
7 lat temuPaulina
Dla mnie najsmaczniejsze sa w cukierni na Jagiellonskiej.
8 lat temutamcetka
Byłam, widziałam, mam mieszane uczucia. muzyka tak,
8 lat temu