Co z tymi brawami?
Spotykam się z tym, że wiele osób nie bardzo wie jak zachowywać się w teatrze. A konkretniej- w operze. Padają pytania- co wypada, a co nie. Efekt tego jest taki, że większość nie chcąc wychodzić „przed szereg”, nie robi nic. Jak zachowywać się w operze? Czy wolno klaskać w czasie spektaklu…?
Skupmy się na kwestii braw (czy owacji, jak kto woli). Po co w ogóle są brawa? Są wyrazem aprobaty. Pewnie myślicie teraz- też coś, nic odkrywczego to ona nie napisała. Owszem. Ale skoro są wyrazem aprobaty to dlaczego jej nie wyrażamy? Patrząc po „sąsiadach”. Podobał mi się dany fragment, chciałbym klaskać, ale sąsiad tego nie robi i na sali cisza… Nie, to głupie. Nie będę klaskać (pomyślała ponad połowa sali).
Opera to teatr. A w teatrze „powinno się klaskać dopiero na koniec spektaklu”. Owszem. Tylko opera to taki trochę inny teatr. Muzyczny. Tutaj mamy do czynienia z połączeniem muzyki i aktorstwa. I jest kolejna różnica. Opera jest formą, mówiąc obrazowo, puzzli. Składa się z wielu elementów, którymi są arie (śpiew solo), duety (dwoje), tercety (troje), itd. Ponadto mamy uwerturę (melodia, która wprowadza nas do świata danej opery, grana na początku spektaklu, często przy opuszczonej kurtynie), intermezza („dłuższe” melodie, łączące poszczególne sceny), recytatywy (partie brzmiące jak coś pomiędzy mową, a śpiewem), czy partie chóralne. To tak z podstaw. I każdy ten element składa się, finalnie, w całość. Operę.
I teraz dochodzimy „do sedna”. Różne partie wykonywane są przez różne głosy. Lepiej i gorzej. Mogą się mniej lub bardziej podobać. I takie też mogą być na nie reakcje. Bo w Operze MOŻNA klaskać (i reagować) po poszczególnych „partiach”. Co więcej, nawet jest to wskazane! No dobrze, a co jeśli ktoś nie wie kiedy klaskać? Czy to już koniec arii czy jeszcze może nie? Wystarczy posłuchać. Arie mają konkretny koniec. I najczęściej, następuje po nich krótka (bądź dłuższa, w zależności od dyrygenta) pauza (przerwa).
Jako, że jednym z bardziej popularnych (i w jakiś sposób wyznaczającym nadal, kierunek opery) teatrów operowych jest La Scala (Teatro alla Scala). I to Włosi są tymi, którzy najczęściej „żyją operą”. Wzorujmy się na nich. Zobaczmy jak to u nich wygląda…
Tutaj- aria z Balu Maskowego (brzmi znajomo, prawda?) i reakcje publiczności na nią. Śpiewa tenor, Pavarotti. Kto nie ma ochoty słuchać całości- przesuwa na 7:55 i patrzy na reakcje.
I znów La Scala, tym razem sopranistka koloraturowa Damrau. I, mniej nam znana opera. Koniec arii- 6:55. Zauważmy, że muzyka „idzie dalej”, a owacje brzmią. Nie ma w tym nic złego. Naprawdę!
Celowo- dla porównania- fragmenty z różnych czasów. Jeden „starszy”, jeden bardziej współczesny. Jak widać, niewiele się zmieniło. Tak samo reakcje wyglądają w MET, Opera de Paris czy Royal Opera House (główne Teatry Operowe). Ludzie klaszczą po tym, co im się podoba. Nie patrzą na „sąsiadów”, sami reagują. Nie bójmy się spontaniczności. Na tym też polega opera.
Nie zrozumcie mnie źle. Nie chodzi tu o rozmowy w trakcie poszczególnych wykonań, czy pokrzykiwanie do śpiewaków, orkiestry. Nie. Chodzi o zwykłe, z pozoru, brawa. Śpiewaczka czy śpiewak zaśpiewał coś (arię, duet, scenę zbiorową, itd.), co nam się podobało- dajmy jej/ mu o tym znać. To ważne. Bo publiczność w operze jest tym ważnym elementem, który NA BIEŻĄCO ocenia spektakl. Te reakcje są ważne. Nie bójmy się klaskać.
Kwestia końcowych owacji. Na stojąco. Podobał się spektakl, był wyjątkowy, inny, poruszył nas. Chcemy wstać, ale sala siedzi. To nic, wstańmy. Często jest tak, że wszystkim się podoba, ale chyba „nie wypada wstać, bo inni siedzą” i znów pojawia się problem omawiany wcześniej.
Bądźmy bardziej spontaniczni. Opera to nie „sztywny teatr”, kino. To żywi ludzie i żywa muzyka. A my jesteśmy tymi, którzy to odbierają i reagują. I właśnie- reagujmy. Muzyka ma, z założenia, wywoływać w nas emocje. Opera ma tych emocji naprawdę wiele. I my je przeżywamy. Pokażmy tym, którzy tworzą tę operę (dla nas!) jak je przeżywamy. To ważne. Właśnie po to są brawa. W Operze MOŻNA KLASKAĆ po POSZCZEGÓLNYCH partiach! Podoba się- reagujmy.
I.. Post Scriptum. Jemy i pijemy na zewnątrz sali, w przerwie. Po to są przerwy. Dla Artystów i dla nas. Spektakl jest czasem kiedy Artyści tworzą, a my odbieramy tę sztukę. Nie zakłócajmy innym tego odbioru, szeleszcząc papierkami, odkręcaniem butelek czy „częstowaniem” sąsiadów smakołykami. Od tego jest przerwa :)
Skąd ten „oryginalny” post w moim wydaniu. Bo zauważyłam, że ludzie boją się klaskać, nie wiedzą jak reagować. Stało się tak chociażby na ostatnim Balu Maskowym. Spektakl był świetny. Pod wieloma względami. Arie w wykonaniu śpiewaków zachwycały. Widać było, że ludziom się podobało, ale nie wiedzieli „czy można zareagować” (nerwowo rozglądając się po sali). Efekt tego był taki, że zapadała niezręczna cisza po poszczególnych partiach, a na końcu, napięta publiczność, aż wstała z miejsc, gorąco bijąc brawo. „Bo wtedy wolno!”. Właśnie nie. Wolno po każdej „partii”. Jak się podoba- reagujmy.
fot.: Intermezzo.com; Opera na Zamku
Anskwar
11 stycznia 2016 - 13:04 -
Brawo Pani KKubinska. Dobry artykuł, napisany w sposób jasny i zrozumiały nawet dla okazjonalnego widza. Inaczej publiczność zachowuje się w kinie (do szału doprowadzają mnie popcorny, cole i szeleszczące papierki) a inaczej też na spektaklach w operze, teatrze. To prawda, że w operze boimy się spontanicznie wyrażać swoje emocje, aby nie narazić się artystom i audytorium. Nie ma nic upokarzającego jak pogardliwy wzrok „sąsiadów”, i ich lustracja po zakończeniu (może nawet i z komentarzem) o osobach nieumiejących się odpowiednio zachować. Potrzebna jest rutyna i praktyka. Dobrze, że Pani napisała o tym. Prawda, że Szczecin „nie jest ośrodkiem kulturalnym na mapie Polski (jeszcze), ale się stara” i te starania są widoczne. W kinie zaś większość widzów (tak było kiedyś, może się mylę?) jest pod presją mechanizmów zaprojektowanych przez marketingowców. Może nie zawsze, kilka lat temu (chyba 2012 rok) byłam w szczecińskim kinie „Pionier” na filmie Polańskiego pn ” Pianista”. Byłam pod wrażeniem milczącej, cichej publiczności. Już było zakończenie filmu, już zapalone światła i otwarte drzwi …… nikt nie śmiał wstać i wyjść jako pierwszy. W Operze tylko na przerwie zjadamy czekoladki. Temat savoir-vivre poruszony przez Panią jest bardzo istotny dla nas wszystkich.
Martyna Maciejewska
11 stycznia 2016 - 13:18 -
Oryginalność tekstu ciężko mi ocenić (bo tak naprawdę raczej takich się nie spotyka ;), ale przydatny na pewno! Nawet jeśli chodzi się do teatrów często i wytrwale, często nie wiadomo jak reagować, patrząc na publiczność wkoło siebie, która od lat także nie wie, co robić, a czego nie…
P.S. Pavarotti górą! <3
Wojtek
12 stycznia 2016 - 11:15 -
Można powiedzieć: trening czyni mistrza. Jeżeli w szczecińskiej Operze będzie więcej oper to i pewnie publiczność operowa się „ukonstytuuje”, tj. taka bardziej obyta, wiedząca jak się na spektaklu operowym reaguje.
W Szczecinie, mimo, że teatr muzyczny i filharmonia istnieją jako instytucje od dziesięcioleci publiczność jest w nich wciąż mniej lub bardziej przypadkowa. To temat dla socjologów.
Faktem jest, że w Filharmonii oklaski wybuchają w nieodpowiednich momentach ( np. w przerwach między częściami symfonii czy koncertu) a w Operze po popisowej arii publika milczy jak zaklęta, bo po prostu nie ma nawyku reagowania, być może wiele osób przyszło na przedstawienie operowe pierwszy raz w życiu. I nawet najlepsze instruktarzowe teksty niewiele tu zmienią. Trzeba po prostu zbudować w Operze na Zamku porządny repertuar operowy i grać go systematycznie. Powoli się zmienia na lepsze – oby tak dalej.