Szczecin- Berlin, Berlin- Szczecin

A wszystko przez pewną muzyczną historię. Co można robić w Berlinie? Odpowiedź statystycznego Szczecinianina- „zakupy!”. Kolejne będzie zwiedzanie, po nim- Noc Muzeów (no bo przecież można zobaczyć to słynne Muzeum Przyrody, Techniki czy Pergamon…). Ale Berlin ma też inną stronę… Tę muzyczną. Zapraszam w podróż do wyjątkowego miejsca…

A będzie nim Deutsche Oper Berlin. Okazuje się, że wcale nie trzeba jechać do Londynu (ROH), Nowego Jorku (MET), Mediolanu (La Scala), czy Paryża (Palais Garnier), żeby usłyszeć solistów z tak zwanego  „światowego topu”…

6 maja Deutsche Oper Berlin wystawiła ostatnią w tym sezonie artystycznym inscenizację Traviaty. Słynnej opery Verdiego, opowiadającej historię pewnej francuskiej kurtyzany. Tym razem, reżyseria (Goetz Friedrich) skupiała się na ukazaniu groteskowości w dziele włoskiego kompozytora. I faktycznie tak było. Wystarczy wspomnieć tutaj o sztucznych kwiatach porozrzucanych bez ładu  na scenie, dwubiegunowości poszczególnych postaci czy scenie balu, gdzie Flora gra rolę właścicielki domu publicznego… Scenografia- dość prosta, aczkolwiek monumentalna (w rozmiarach), wymagająca wiele od solistów. Tym razem w roli Violetty publiczność mogła podziwiać Patrizie Cioffi, która zastąpiła (z powodu choroby) Dianę Damrau. Wiele osób czekało na występ tej niemieckiej sopranistki, jeszcze przed spektaklem dało się słyszeć głosy żalu i rozczarowania. Cioffi (również lekko niedysponowana), finalnie, przekonała do siebie publiczność, która reagowała owacjami na większość jej partii. Na scenie można było podziwiać delikatną, krucha Violettę, mierzącą się z chorobą. III akt w wykonaniu sopranistki był niezwykle przekonujący. Jej możliwości aktorskie i sceniczna współpraca z tenorem zachwyciły melomanów. W roli Alfredo- Samir Pirgu. Kolejne „nazwisko” światowych scen operowych. Jasne, mocne tenorowe brzmienie i pełne pasji aktorstwo wywołały burzę braw. Alfredo był i zdecydowany i uległy (jak w scenie z ojcem Germontem) i szaleńczo zakochany i cierpiący z powodu utraty ukochanej. Kawałek świata na europejskiej scenie. Postać Germonta stworzył Thomas Hampson. Baryton został niezwykle ciepło przyjęty przez niemiecką publiczność, mimo problemów, z którymi mierzył się w wysokich rejestrach. Jego Germont był stanowczy, nieco despotyczny i przede wszystkim, przekonujący. Jeśli siedząc na sali czuje się antypatię do danej postaci (co jest zgodne z zamysłem reżysera), to wiadomo, że solista świetnie kreuje daną rolę. Orkiestra, pod batutą Ivana Repusic’ia grała „pod solistów”, reagując na każdą zmianę w dynamice czy interpretacji. Problematyczna  była jedynie scena balu u Flory, kiedy chór i orkiestra nie mogły się zgrać. Poza tym muzycy grali bardzo uważnie i dopasowując się do akcji scenicznej. Końcowe reakcje publiczności, kilkukrotne wychodzenie solistów do ukłonów i entuzjastyczne krzyki na sali, pokazały, że spektakl się podobał.

Czy warto wybrać się „aż” do Berlina, żeby zobaczyć jakąś operę? Teatr jest inny. Na pewno uwagę zwraca wielkość sceny (i samego teatru) i jej kąt nachylenia w stosunku do widowni (jest skośna), dość szeroki orkiestron i bardzo dobra akustyka sali. Obecność „światowych nazwisk” jest również atutem Deutsche Oper. Różnice tworzą także reakcje publiczności. Niemcy (i nie tylko, bo wśród publiczności jest wiele obcokrajowców) reagują inaczej, bardziej żywiołowo. Nie boją się nagradzać brawami poszczególnych arii, a końcowe owacje można porównać do „stadionowego szaleństwa” (oczywiście w akceptowalnych granicach). A, że Berlin jest dość blisko warto pojechać i doświadczyć osobiście tego nieco innego operowego świata. W końcu to tylko nieco ponad 2 godziny drogi… :)

Photo: Deutsche Oper Berlin

O autorze

avatar

dellatraviata

Szczecin jest moim miastem. Mimo wielu wad ma też swoje zalety. Może nie jest ośrodkiem kulturalnym na mapie Polski (jeszcze), ale się stara. Potrafi mnie zaskakiwać i uczy cierpliwości. Spróbuję Wam pokazać jego (być może) mniej znaną- muzyczną stronę:)