Niech zabrzmi muzyka!
6 września Filharmonia im. M. Karłowicza w Szczecinie stała się na kilka godzin domem muzyków z pasją i wielkim sercem. A wszystko to za sprawą koncertu finałowego Turnieju Muzyków Prawdziwych.
Turniej trwał już od 4 września, kiedy to odbywały się przesłuchania zgłoszonych uczestników, czy mniejsze koncerty muzyki ludowej, tradycyjnej. W niedzielę, 6 września, Turniej dobiegł końca, a w Złotej Sali odbył się Wielki Finał z udziałem laureatów i Zespołu LAUTARI.
Turniej Muzyków Prawdziwych.. Brzmi intrygująco, prawda? Bo czy są muzycy „nieprawdziwi”? O co właściwie chodzi? Turniej jest swoistym sięgnięciem do korzeni muzyki. Swoje umiejętności prezentują na nim muzycy, wykonujący muzykę ludową, tradycyjną. A dlaczego prawdziwi? Bo muzyka ta jest czymś, można by rzec, „pierwotnym”, a przez to i prawdziwym. Wykonują ją ludzie z wielką pasją i sercem przepełnionym folkowymi brzmieniami.
Koncert zaczął się uroczystym powitaniem wszystkich uczestników, ludzi, dzięki którym całe przedsięwzięcie mogło się udać (m.in. twórcy turnieju: p. Dorota Serwa i p. Jacek Hałas) i publiczności, licznie zgromadzonej w Sali Symfonicznej. Jury w składzie: Bogdan Matławski, Marcin Pospieszalski i Maciej Rychły odczytało werdykt, wszyscy wyróżnieni zostali nagrodzeni i mogła już zabrzmieć muzyka.
Część Muzyczną rozpoczął zespół Wełtynianka (laureat specjalnej nagrody Jury). Następnie- zaprezentowali się kolejni laureaci konkursu. I tak- na scenie mogliśmy zobaczyć zarówno dynamiczny i porywający publiczność zespół Pelagia (III miejsce w kat. Zespół Śpiewaczy), Piotra Krupskiego z jego własnoręcznie zbudowanymi cymbałami (które brzmiały naprawdę oryginalnie!) (III miejsce w kat. Soliści Instrumentaliści), spokojny i melancholijny zespół Tryptyk czy Jana Cebulę i jego radosne skrzypce (I miejsce w kat. Soliści Instrumentaliści). Uwagę publiczności zwróciła również Lesja Szulc (I miejsce w kat. Soliści Wokaliści), wykonująca melancholijną i emocjonalną balladę ludową i Sara Czureja-Łakatosz (I miejsce w kat. Soliści Instrumentaliści), grająca, bardzo ekspresyjnie, na Cymbałach Węgierskich, w towarzystwie fortepianu.
Po prezentacji większości wyróżnionych przyszedł czas na drugą część koncertu- LAUTARI. Na scenie pojawia się czterech muzyków. Maciej Filipczuk (skrzypce), Jacek Hałas (fortepian, Akordeon), Michał Żak (klarnet, flet, perkusja) i Marcin Pospieszalski (kontrabas). Zaczyna się kaskada dźwięków. Wszyscy razem tworzą jedną, na pozór niezbyt spójną, melodię. Jednak już po chwili wyłania się główny motyw, do którego dąży każdy z muzyków. Instrumenty kolejno przewodzą, odbierają melodię od pozostałych i dodają coś od siebie. Złota Sala wypełnia się muzyką tradycyjną. Można w niej także odnaleźć elementy muzyki alternatywnej, etnicznej czy jazzowej. Całość tworzy bardzo ciekawe wrażenie. Niestety część publiczności, nie będąc gotową na tego typu muzykę, opuszcza salę, nieco przeszkadzając pozostałym w odbiorze koncertu. Ci, których LAUTARI przekonali do swojej muzyki, zachwyceni chłoną każdy nowy utwór wybrzmiewający na scenie. Jeszcze tylko kilka dźwięków i… owacje. Publiczność zachwycona, przekonuje zespół do bisu. Znów brzmi fragment jednego z ekspresyjnych utworów (a były także i te bardziej melancholijne- równie ciekawe!), kolejna porcja owacji i zespół i melomani opuszczają Złotą Salę…
No dobrze… Można by pomyśleć- dlaczego taki folk akurat w Filharmonii? Czy to aby na pewno odpowiednie miejsce. Tak. To świątynia muzyki. I powinniśmy w niej widzieć nie tylko symfonie czy recitale, ale też właśnie korzenie muzyki, muzykę bliską ludziom- tę tradycyjną. I może dlatego ten dzisiejszy koncert był tak różny, ale jednocześnie tak wyjątkowy i ciekawy. Bo brali w nim udział ludzie z pasją, rozumiejący i czujący muzykę tradycyjną jak nikt inny. Przedstawili kawałek swojego (i naszego) świata, niezwykłe instrumenty i brzmienia. Gdzie indziej jak nie w filharmonii właśnie powinno znaleźć się, chociaż raz w roku, miejsce dla takich prawdziwych muzyków.
wykorzystane zdjęcia: Fot. Piotr Baczewski
Michał
7 września 2015 - 23:46 -
No też właśnie, najbardziej denerwuje to, że ludzie wychodzą z sali w połowie koncertu. Mieli na to 20 min przerwy, nie robi się tego w trakcie trwanie utworów. Nie przekonuje mnie, że ludzie moga być zmęczeni (bo koncert trwał ok 3h), bo jakoś dzieci na sali potrafiły wytrwać i zaczekać do końca koncertu, tak przynajmniej powinno się robić. Ignorancja ludzi i tyle, jeśli się nie podoba, to trzeba sprawdzać na przyszłość wcześniej jaki to koncert a nie ślepo kupować bilety, ale jeśli już jesteś na koncercie, który nie przypadł Ci do gustu to siedzisz na dupsku bo tak wypada. Wychodzenie z sali jest buractwem i chamstwem. 3/4 balkonu wyszło przed oklaskami – hańba!
Jeśli chodzi o artystyczną koncertu to wspaniała rzecz. Muzyka uczestników rewelacyjna, nie było słabego ogniwa, no a Lautarii mistrzostwo świata!
filharmonia to miejsce gdzie musi pojawiać się prawie każda muzyka, prawie, bo w tym nie mieści się takie coś jak disco polo, tfuu! ;)