Goniąc marzenia, czyli podróż dookoła świata
Kąpałem się w rzece „jak mnie Pan Bóg stworzył”. Nagle zza skały wyskoczył jakiś facet, przykucnął na brzegu i obserwował sobie, jak się myję. Po chwili wrócił z całą swoją rodziną!
Poznaj niesamowite przygody i historię pary szczecinian, którzy wyruszyli w świat ponad dwa lata temu, odwiedzając ponad 40 krajów na 6 kontynentach, a wszystko okraszone niesamowitymi zdjęciami.
Ewelina z Łukaszem pozdrawiają mieszkańców Szczecina z Nowej Zelandii
Mariusz Kopański: Czy można powiedzieć, że przejechaliście cały świat?
Ewelina Grymuła1: Cały świat?! Nieeeeee! Co prawda spory kawałek już przebyliśmy – jak dotąd ponad 40 państw na 6 kontynentach, ale jeszcze mnóstwo ciekawych miejsc czeka na „odkrycie”!
Mówi się o niej „Cerro de siete colores” – „Góra siedmiu kolorów”! z
Purmamarca w północnej Argentynie
MK: Skąd się narodził pomysł aby zwiedzać, objeżdżać świat?
Łukasz Szubiński2:Duża w tym zasługa rodziców – inicjatorów pierwszych wycieczek w moim życiu. I nauczycieli, zarówno ze szkoły podstawowej (p. Ewa Kowalewska, p. Michał Romanowski z SP 74 im. Stanisława Grońskiego w Szczecinie) jak i z liceum (p. Waldemar Hejza z LO IV w Szczecinie). To oni nauczyli mnie cieszyć się każdym przebytym szlakiem, zachęcali do angażowania się w szeroko pojętą turystykę. Z czasem przestały też wystarczać „suche” wykłady na uniwerku. Pojawiły się marzenia o dalekich podróżach. Potem plany. W końcu plany stały się rzeczywistością.
EG: Do podróżowania popchnęła ciekawość. Zwykła ciekawość. Chyba pewnego dnia patrzenie na świat tylko przez pryzmat własnej kultury przestało wystarczać. Jak to jest mieszkać na małej wyspie na Karaibach? Jak wygląda w środku mongolska jurta? Czym jest codzienność dla Indian z Ameryki Łacińskiej? Jak to jest rozbić namiot pod drzewem mango? Jak pachnie powietrze w tropikach? Byliśmy ciekawi…, więc pojechaliśmy doświadczyć tego wszystkiego na własnej skórze!
Zasuszone płody zwierząt – na rynku „czarownic” w Cuzco; Peru
MK: Co najbardziej interesuje Was, gdy zwiedzacie nowe miejsca?
ŁS: To zależy. Czasem wyjeżdżamy w jednym celu, a na miejscu wszystko się weryfikuje i uwagę przyciąga coś nieoczekiwanego. Kiedyś bardziej interesowały nas samotne wędrówki z dala od miast, nowe dla nas zjawiska przyrodnicze. Z czasem spotkania z ludźmi, często bardzo od nas różnymi, którzy zapraszają do rozmowy, do domu, stały się równie ważne. Dziś jest to kombinacja spotkań z naturą, ludźmi i kulturą danego miejsca.
Liście koki na targu w Boliwii ;) …
(…)liście koki zawierające kokainę są wykorzystywane przez południowoamerykańskich Indian jako używka. Sama roślina odgrywa ważną rolę w tradycyjnej kulturze andyjskiej. Roślina wykorzystywana jest do produkcji Coca-Coli, przy czym o ile w początkach jej produkcji (po 1886 roku) surowiec zawierał kokainę, w późniejszych latach (po około 1900 roku) stosowany był dekokainizowany wyciąg z koki. Roślina której liście prezentowane są na fotografii jest wykorzystywana do produkcji narkotyku.
MK: Czym kierujecie się, wybierając kierunki Waszych podróży? Jak przygotowujecie się do kolejnych wyjazdów? Korzystacie z przewodników, czy idziecie na żywioł?
EG: Każda podróż ma swoją osobną historię. Czasem jest to miejsce, kraj „z polecenia”. Innym razem marzenie z dziecięcych lat, inspiracja z książki, filmu, tani lot lub zwyczajnie strzał w ciemno. Do wyjazdu zawsze staramy się przygotować – od tego zależy zawartość plecaka i nasze bezpieczeństwo. O kraju, do którego jedziemy, czytamy, czasem uczymy się podstaw miejscowego języka. Zawsze mamy „szkielet” w postaci planu ramowego z miejscami, które chcielibyśmy odwiedzić. To bardzo ułatwia kierunek i wybór daty wyjazdu, chociażby ze względu na pogodę. W tym celu wertujemy przewodniki, fora, blogi, zagadujemy tych, którzy już dane miejsca znają. Cała reszta to „żywioł”. Plan ramowy najczęściej ulega zmianie – pod wpływem spotkanych po drodze ludzi, wydarzeń, nastrojów i wypadków losowych.
MK: Czy zaistniała niebezpieczna sytuacja zagrażająca waszemu zdrowiu lub życiu podczas wyprawy?
EG: Daleko nam do miłośników ryzyka, szukających niebezpiecznych doznań w pogoni za adrenaliną, a jednak… Safari w Afryce – ogromny słoń przechodzi tuż obok naszego auta. Rzeka Ukajali w Amazonii – dwa dni wysokiej gorączki, podejrzewamy malarię, a jesteśmy kilka dni drogi od cywilizacji. Kąpiel na otwartym oceanie w drodze z Panamy do Ekwadoru – po chwili przy jachcie pojawia się charakterystyczna płetwa rekina. Wysoko w górach nad Jeziorem Bajkał na Syberii – nocą zaskakuje nas burza, która szaleje kilka godzin, zasypując nasz namiot gradem… Za każdym razem staramy się minimalizować potencjalne ryzyko zaistnienia jakiegoś niebezpieczeństwa, ale pewnych rzeczy po prostu nie da się przewidzieć…
MK: Jaka była najśmieszniejsza sytuacja, jaka przydarzyła Wam się w podróży?
EG: … „bydłostop” w Peru?! Wracałam wtedy z dwójką znajomych z kanionu Cotahuasi – pięknego, dziewiczego miejsca w Andach Peruwiańskich, z dala od masowej turystyki i porządnych dróg asfaltowych. Wracaliśmy „na stopa”. O transport w tamtych okolicach niełatwo, więc jak zatrzymała się przed nami półciężarówka z pustą naczepą, nie wybrzydzaliśmy. To była bardzo długa noc. Całymi godzinami podskakiwaliśmy na górskich wertepach, we mgle, w deszczu, potem pod brudną, śmierdzącą plandeką, pod którą zwykle chowa się bydło. Nad ranem kierowca zatrzymał się na drzemkę, najwyraźniej o nas zapominając… Płakaliśmy ze śmiechu z bezsilności i zmęczenia!
ŁS: Raz w Mongolii, gdzieś na stepie, kąpałem się w rzece „jak mnie Pan Bóg stworzył”. Nagle zza skały wyskoczył jakiś facet, przykucnął na brzegu i obserwował sobie, jak się myję. Chciałem wyjść z wody. Próbowałem przegonić go gestem. I nic. Krzyczałem. Dalej nic. Padło kilka niecenzuralnych słów po polsku – co tam, i tak się nie rozumieliśmy! W końcu poszedł sobie. Po chwili wrócił z całą swoją rodziną!
MK: Utrzymujecie kontakt z ludźmi poznanymi podczas podróży?
ŁS: Jasne! Oczywiście nie z każdym, ale ze sporym gronem poznanych ludzi jesteśmy w kontakcie. Kierowcy od „stopa”, gospodarze z Couchsurfing 3) , podróżnicy poznani w drodze, czy miejscowi, którzy zagadnęli na ulicy – niezła mieszanka! Internet ogromnie ułatwia tutaj sprawę.
MK: Zwiedzanie świata dla większości ludzi wiąże się z wielkimi wyrzeczeniami finansowymi. Jak wygląda podróż z waszym udziałem?
ŁS: Z racji tego, ze w podróży budżet mamy ograniczony, staramy się być jak najbardziej samowystarczalni. W miarę możliwości unikamy hoteli, restauracji i drogich, turystycznych atrakcji. Często korzystamy z namiotu, kuchenki turystycznej, autostopu, czasem Couchsurfingu. Wyłączając koszty biletów lotniczych, życie w podróży najczęściej kosztuje nas mniej niż to w domu!
Pasażer na gapę…
MK: Prowadzenie bloga to forma zbierania wspomnień czy sposób na stały kontakt z bliskimi?
EG: Wszystko po trochu. Początkowo blog służył bardziej jako łącze pomiędzy nami a rodziną i przyjaciółmi. Potem zaczęli dołączać inni czytelnicy. Kolejne osoby motywowały do zapisywania kolejnych wspomnień. Dziś blog służy przede wszystkim jako wygodne narzędzie magazynowania tych wszystkich wspomnień, jak i swego rodzaju praktyczny informator ze wskazówkami dla tych, którzy planują podróż w te same miejsca.
MK: Można Was nazwać ambasadorami podróży, którzy promują Szczecin i Polskę? Jeżeli jeździcie po całym świecie, czy napotkani ludzie pytają się, skąd pochodzicie? I co odpowiadacie?
ŁS: W wielu miejscach, które odwiedziliśmy, nawet nie słyszano o naszym kraju. Czasem ktoś skojarzył z Polską postać Jana Pawła II lub Lecha Wałęsy. Inne popularne skojarzenia – wojna i wieczna zima. W Afryce na nasze „ Polska znajduje się w Europie” pytano, gdzie leży Europa. W Ameryce Łacińskiej zakładano, że to jeden ze stanów USA, a niedawno w Nowej Zelandii usłyszeliśmy, że Polska to komunistyczne państwo w Związku Radzieckim… Taki stan rzeczy staramy się zmieniać! Pokazujemy zdjęcia ze Szczecina, namawiamy do odwiedzin naszego kraju i miasta wszystkich tych, którzy planują podróż do Europy. Raz już się udało. Jaime i Jacky, para Latynosów z Hondurasu, którzy gościli nas w swoim domu, odwiedzili Szczecin w zeszłym roku. I co? Z całej ich dwumiesięcznej podróży po Europie, to właśnie tygodniowy pobyt w Szczecinie najbardziej przypadł im do gustu…
EG: Promujemy też polską kuchnię i polskie zwyczaje. Ostatnio zorganizowaliśmy dla naszych gospodarzy w Nowej Zelandii wigilię Bożego Narodzenia „po polsku” – z 12tradycyjnymi potrawami, kolędami i własnoręcznie wypiekanym opłatkiem.
Święta po polsku z 12 potrawami w Nowej Zelandii dla Qi (widocznej na zdjęciu w różowej bluzce), która, podobnie jak zdecydowana większość jej rodaków, nie celebruje narodzin Jezusa Chrystusa w swoim domu, były to pierwsze święta Bożego Narodzenia w życiu… – Omokoroa; Nowa Zelandia
Najważniejsze to mieć dobry pomysł, żeby zwrócić na siebie uwagę! – Arequipa;
Peru
MK: Przemierzyliście tysiące kilometrów na niemal wszystkich kontynentach… Czy waszym zdaniem Szczecin może konkurować na mapie turystycznej świata (i czym)?
ŁS: Niewątpliwym atutem Szczecina jest jego położenie. Nie znam drugiego tak dużego i nowoczesnego miasta, które otoczone byłoby przez tyle rozmaitych lasów umożliwiających m.in. piesze czy rowerowe wycieczki. Jadąc miejskim autobusem z centrum w ciągu 15 minut znajdujemy się nad rzeką i jej kanałami, które można przemierzyć kajakiem w otoczeniu bujnej roślinności, dzikiego ptactwa i błogiej ciszy. W Szczecinie każdy turysta może znaleźć coś dla siebie. Zarówno fascynat historii, zabytków i sztuki, jak i osoba preferująca aktywny relaks. Dobrze, że miasto ma na siebie pomysł, własną wizję, która w tak dużym stopniu kładzie nacisk na rozwój „zielonej” turystyki. Taki kierunek nam się podoba. Pomimo dużego potencjału, przed miastem jednak długa i ciężka droga. Lata marazmu zamazały Szczecin z turystycznej mapy świata. Jednak naszym zdaniem miasto powoli na nią wraca.
Niedzielny barwny uliczny targ w Tarabuco; Boliwia
MK: Kiedy powrót do domu (Szczecina)?
EG: W drodze z Nowej Zelandii, planujemy zatrzymać się jeszcze na tydzień w Bangkoku. Kilka dni temu kupiliśmy bilety lotnicze z Tajlandii do Berlina. Do Szczecina zawitamy 8 lipca.
MK: Nowy rok przynosi nowe plany. Zdradzicie, jakie są Wasze?
ŁS: Do końca czerwca planujemy zostać w Nowej Zelandii. Potem ślub we wrześniu! A dalej??? Hmmm, kolejna podróż? (śmiech)
Podczas swoich podróży, uprawiamy „krzaczing” z namiotem w roli głównej
Zawsze mamy ze sobą małą flagę Polski – Ewelina i Łukasz
Ewelina nad kraterem wulkanu Santa Ana; Salwador
Ujeżdżanie strusia – okolice Oudtshoorn
Budowanie zamków z piasku nad Oceanem Indyjskim
Most nad Storms River; Tsitsikamma National Park
Mnich z klasztoru Erdeni Dzu; Charchorin
Może i Ty odważysz się wybrać w podróż marzeń dookoła świata?
1) Ewelina Grymuła – pochodzi spod Szczecina, z wykształcenia lekarz, miłośniczka górskich wędrówek z plecakiem.
2) Łukasz Szubiński – Szczecinianin, z wykształcenia specjalista od turystyki, pilot wycieczek, od jakiegoś czasu aktywnie wdrażający w życie marzenia o dalekich podróżach.
Od kilku lat zwiedzają wspólnie bliższe i dalsze zakątki świata. Od 30 stycznia 2012 w podróży dookoła świata, obecnie w Nowej Zelandii. O ich przygodach przeczytacie więcej na www.przebisniegi.com :)
3) Couchsurfing.org – strona internetowa, dzięki której można zaoferować darmowe zakwaterowanie lub znaleźć użytkowników oferujących nocleg we własnym domu czy mieszkaniu w wielu zakątkach świata (Wikipedia).
tomaszi
4 lutego 2014 - 16:19 -
Dzienki wam bardzo za czestowanie waszych ciekawych wspomnien znami.
Aby ludzie sie nie bali tak tego wspanialego swiata i zwiedzali ile mogą, a wasze opowiesci pomogą w tym, sam to wiem:)
Duzo sily i szcescia wam zycze,
ale najwazniesze to wasza milosc do siebie,
Wtedy wszystko bendzie dobrze:)
Pozdrwia tomek, polak/niemiec z szweci:)
Oskar
4 lutego 2014 - 19:16 -
Zazdroszcze wam Chciałbym tak kiedys spedzac życie jak wy niestety na dzień dzisiejszy to nie mozliwe mam firme i zwierzaki Kiedys na pewno tak bede zyc !!!:) macie wspaniałe życie pozdrawiam serdecznie równiez ze Szczecina :)