WYSZAK PRZY TELEFONIE, CZYLI ŚW. MIKOŁAJ I INNI PIRACI

Napisałem do czwartego nr „Szczecinera” piracką wersję historii Szczecina. Mocno niechronologicznie poukładane dzieje miasta, od Wyszaka, słowiańskiego wikinga i mistrza pływania na byle czym, do „Młodych Wilków”, filmowej narracji zbudowanej na PRL-owskiej jeszcze legendzie gangsterskiego miasta gdzieś na końcu świata.

Potem w jakiejś knajpiano-piwnicznej scenografii pojawił się pomysł na cykl spotkań dedykowanych historii Szczecina, ale pisanej nie przez książąt, rycerzy i hanzeatyckich oligarchów, tylko przez tych, którzy żyli ze średniowiecznej płacy minimalnej i stanowili znakomitą większość dawnego społeczeństwa.

W ubiegłą sobotę zeszliśmy do podziemi najstarszego szczecińskiego ratusza. Powstaje tam właśnie rodzinny minibrowar, któremu patronuje Wyszak. Historia tego dwunastowiecznego szczecińskiego korsarza, który na wywrotnej łodzi dłubance zdołał przepłynąć Bałtyk i zbiec z duńskiej niewoli, nie jest szerzej w Polsce znana. Sam browar zdążył już jednak zaistnieć w piwnej blogosferze. Blogerzy piszący o trunku warzonym ze słodu i chmielu, dzwoniąc do browaru „Wyszak”, sugerują się nazwą: browar rodzinny i życzą sobie rozmawiać właśnie „z panem Wyszakiem”.

Rzecz działa się w grudniu, kiedy św. Mikołaja w Szczecinie nie trzeba szukać daleko. Przemysław Głowa, przewodnik miejski, opowiedział zatem o tym jak ów małoazjatycki święty budował Szczecin. Jakkolwiek tę prawdę często ukrywa się przed dziećmi, św. Mikołaj nie żyje. Jego doczesne szczątki, a właściwie ich połowę, udało się w pośpiechu uprowadzić z podbitej przez saracenów Anatolii. Z włoskiego Barii dokąd trafiła połowa św. Mikołaja, jego kult rozprzestrzenił się na północ, do handlowych miast hanzeatyckiej Europy.

W Szczecinie powstała gildia żeglarzy i kupców pod jego wezwaniem, św. Mikołaj to również patron jednego z pierwszych szczecińskich kościołów. Gmach stał tu jeszcze dwieście lat temu, nim poszedł z dymem, zamieniony wcześniej na magazyn siana napoleońskiej kawalerii. Jego makietę wykonaną przez Stowarzyszenie Podzamcze.org można było zobaczyć w sobotę w podziemiach ratusza, czyli tuż opodal miejsca gdzie niegdyś stał, na dzisiejszym Nowym Rynku.

fot. Robert Wawryniuk

Za sprawą Marty i Przemysława Korożanów, Agnieszki Pawłowskiej i ich dziatwy, czyli Grupy Rekonstrukcji Historycznej Gimlea, można było otrzeć się o realia, w których żyło się kiedyś wokół starego kościoła św. Mikołaja. Kiedy Szczecin zamieszkiwali żyjący pod jego opieką: rybacy, żeglarze, kupcy, piraci, a czas upływał na łowieniu ryb w przeręblach, dojeniu kóz i nawigacji po zamglonych odrzańskich wodach.

 

O autorze